X Używamy plików cookie i zbieramy dane m.in. w celach statystycznych i personalizacji reklam. Jeśli nie wyrażasz na to zgody, więcej informacji i instrukcje znajdziesz » tutaj «.

»» ZDALNE NAUCZANIE. U nas znajdziesz i opublikujesz scenariusze ««
Numer: 48545
Przesłano:
Dział: Regulaminy

Regulamin Międzyszkolnego Konkursu Literacko-Plastycznego "Napiszę i namaluję wiersz zainspirowany twórczością Teodora Goździkiewicza"

Międzyszkolny Konkurs Literacko-Plastyczny

"Napiszę i namaluję wiersz zainspirowany twórczością Teodora Goździkiewicza"

Szkoła Podstawowa im. Teodora Goździkiewicza w Dąbrowie Wielkiej zaprasza uczniów klas I – III szkół podstawowych do udziału w Międzyszkolnym Konkursie Literacko – Plastycznym pt. „Napiszę i namaluję wiersz” zainspirowany twórczością Teodora Goździkiewicza”.

Głównym założeniem konkursu jest promocja twórczości literackiej Teodora Goździkiewicza wśród dzieci i zachęcenie do poznawania utworów pisarza, ponadto pobudzenie kreatywności oraz rozwijanie zdolności literackich i artystycznych, a także wrażliwości estetycznej uczniów. Zadaniem uczestników konkursu jest napisanie wiersza zainspirowanego wybranym fragmentem utworu Teodora Goździkiewicza (fragmenty do pobrania) oraz wykonanie do niego ilustracji.

Zachęcamy do zapoznania się z regulaminem. Na prace czekamy do końca kwietnia 20... roku.

Serdecznie zapraszamy do udziału w konkursie!

Załączniki

1. Regulamin konkursu.

2. Karta zgłoszenia.

3. Zgoda rodzica/opiekuna prawnego na uczestnictwo dziecka w konkursie.

4. Proponowane fragmenty utworów literackich Teodora Goździkiewicza i przykładowy autorski wiersz zainspirowany fragmentem książki pisarza.

Załącznik 1

REGULAMIN Międzyszkolnego Konkursu Literacko - Plastycznego

pt. "Napiszę i namaluję wiersz zainspirowany twórczością Teodora Goździkiewicza"

I. Organizator: Szkoła Podstawowa im. Teodora Goździkiewicza w Dąbrowie Wielkiej

Osoby odpowiedzialne: ..............................

II. Cele konkursu:

a) promocja twórczości Teodora Goździkiewicza wśród dzieci,

b) pobudzenie kreatywności i zachęcenie do pisania i prezentowania swojej twórczości,

c) rozbudzanie i rozwijanie zdolności literackich i artystycznych oraz wyobraźni i wrażliwości estetycznej,

d) rozbudzanie zainteresowania poezją jako jedną z form literatury dziecięcej,

e) bogacenie czynnego słownictwa a także uwrażliwianie na piękno języka ojczystego,

f) upowszechnianie inicjatyw twórczych.

III. Przedmiot i warunki konkursu:

Konkurs skierowany jest do uczniów klas I – III szkoły podstawowej.
Uczestnicy przygotowują samodzielnie napisany wiersz inspirowany twórczością Teodora Goździkiewicza (proponowane fragmenty literackie oraz przykład autorskiego wiersza w załączniku 4) oraz wykonują ilustracje do niego. Następnie przesyłają zdjęcia swoich prac na podany poniżej e-mail Szkoły Podstawowej w Dąbrowie Wielkiej.

Praca w formie wiersza powinna być zrobiona na papierze formatu A3. Tekst wiersza powinien być umieszczony na środku kartki. Wokół tekstu wiersza należy wykonać pasujące do niego ilustracje.

Wiersz należy zatytułować. Powinien składać się z 5 strof, a każda z nich z czterech wersów oraz być wykonany techniką komputerową, z pomocą czcionki Arial o rozmiarze 12, odstępy nie większe niż 1,2. Mile widziane zastosowanie rymów.

Prace nie mogą odbiegać od tematyki zawartej we fragmentach książek przesłanych w załączniku (załącznik nr 4).

Rysunki mogą być wykonane dowolną techniką płaską lub z pomocą edytora Paint.

Każdy uczestnik może złożyć tylko jedną pracę. Z jednej szkoły może wpłynąć maksymalnie 6 prac.

Wszystkie prace należy opatrzyć metryczką (w prawym rogu strony z wierszem) zawierającą następujące dane:

- imię i nazwisko uczestnika,

- nazwę i adres szkoły, telefon kontaktowy, adres e-mail,

- imię i nazwisko opiekuna.

Do pracy musi być dołączona wypełniona karta zgłoszenia (załącznik 2), zgoda rodzica/opiekuna prawnego na uczestnictwo dziecka w konkursie (załącznik 3).

Zdjęcia wykonanych komiksów należy przesłać wraz z kartą zgłoszenia oraz zgodą rodzica do końca kwietnia 20.. roku na e-mail: .........

Organizator potwierdzi odbiór wiadomości.

IV. Ocena prac konkursowych oraz prawa i obowiązki organizatora:

Oceny prac dokona komisja konkursowa powołana przez organizatora.

Podczas oceny prac będą brane pod uwagę następujące kryteria: zgodność z tematem, spełnione warunki konkursu, oryginalna i ciekawa treść, jakość i staranność wykonania, pomysłowość, atrakcyjna grafika, interesujące słownictwo, poprawna pisownia.

Wszystkie prace pozostają własnością organizatora, który zastrzega sobie prawo do ich publikacji.

Rozstrzygnięcie konkursu nastąpi w maju 20.. r. Laureaci zostaną powiadomieni telefonicznie lub pocztą elektroniczną. Informacja o wynikach konkursu ukaże się również na stronie internetowej szkoły.

Zgłoszenie prac na konkurs uważane jest za równoznaczne z uznaniem powyższych zasad konkursu oraz wyrażeniem zgody na publikowanie danych osobowych.

Organizator zastrzega sobie możliwość dokonywania zmian w regulaminie konkursu.

W przypadku dodatkowych pytań proszę o kontakt mailowy na adres: ..........................

Załącznik 2

Karta zgłoszenia do Konkursu Literacko – Plastycznego pt. Napiszę i namaluję wiersz zainspirowany twórczością Teodora Goździkiewicza.

1. Imię i nazwisko uczestnika konkursu:

........................................

2. Tytuł pracy konkursowej:

........................................

3. Klasa: ...........................

4. Adres i telefon szkoły:
........................................
........................................

5. Imię i nazwisko opiekuna:

........................................

........................................

(data i miejscowość)

Załącznik 3

ZGODA RODZICA/OPIEKUNA PRAWNEGO

Wyrażam zgodę na uczestnictwo mojego dziecka

........................................

w Międzyszkolnym Konkursie Literacko – Plastycznym pt. Napiszę i namaluję wiersz zainspirowany twórczością Teodora Goździkiewicza organizowanym przez Szkołę Podstawową im. Teodora Goździkiewicza w Dąbrowie Wielkiej.

Miejsce i data:

........................................

Podpis rodzica lub prawnego opiekuna:

........................................

OŚWIADCZENIE RODZICA / OPIEKUNA PRAWNEGO

Wyrażam zgodę na przetwarzanie danych osobowych mojego dziecka

........................................

przez Organizatora konkursu „Napiszę i namaluję wiersz” zainspirowany twórczością Teodora Goździkiewicza - Szkołę Podstawową im. Teodora Goździkiewicza w Dąbrowie Wielkiej w celach związanych z organizacją przeprowadzeniem w/w konkursu oraz na upublicznienie danych osobowych mojego dziecka zawartych w metryczce w celach publikacji wyników w/w konkursu na stronie internetowej organizatora oraz podczas wystawy prac konkursowych.

........................................

czytelny podpis rodzica/ opiekuna prawnego

Załącznik 4

Fragment książki Teodora Goździkiewicza „Zapisane ptasią łapką”

(...) Tak upalny, tak gorący jest czerwcowy dzień, że kiedy się wejdzie w pole na miedzę, pachnie już chlebem. Żyto tak pachnie. Niedawno kwitło w tumanach pyłu, a dziś już kłoski leciuteńko tracą swój wyniosły dumny pion. Młode, poczynające się ziarnka ciągną je ku ziemi.

Witaj, pole! Witaj, miedzo! Witaj, chlebny zapachu! Bosymi stopami, jeszcze stłamszonymi zrzuconym niedawno obuwiem, wkraczam w cieśninę zbożowych ścian. Buropąsowe wąsy kłosów sięgają mi oczu, a ja, depcząc zieleń miedzy, przeżywam wakacyjne szczęście powrotu do rodzinnej wsi. Graniczy ono z uniesieniem i nie wiem, co mnie za krtań chwyta: upał? ... duchota? ... łzy? ...

Trawa o wielorakich odcieniach zieleni łaskocze podeszwy zmiękczone całorocznym noszeniem butów. Twarde łodygi podróżnika o błękitnych oczach kwiatów, żółte pączki dmuchawca, wiotkie stróżki krwawnika opadają ku bruździe... Znane rzeczy! Od czasu do czasu spotykam mrówki, które, nie uznając ludzkich granic i podziałów, z pola na pole poprzez miedze przetarły sobie szlaki wędrowne – pracowita, ruchliwa czereda czarnych ludków.

Zbudowały dom, wyniosłą kopkę, złożoną z kruszyn ziemi i wspartą na jedynym źdźble jakiegoś Chwastka. Może tasznika, może kąkolu?

Wokoło same żyta... Kraina żyt!

Obracam się ku południowi i pod słońce skrzy się opalem powierzchnia żyt. Patrzę ku zachodowi i tam widać tylko żyta. Na północ to samo i na wschód nie inaczej... To dalej, to bliżej, spokojną niby rozległa powierzchnia wody gładziznę zbóż zamąci czasem niewyczuwalny podmuch wiatru. Zadrga wtedy cieniem i światłem, zmarszczy się i po chwili odzyska swój dawny, szarawozielony odblask.

Równy lot myszołowa haftuje blady aksamit niebios. Jest więc wszystko, jak trzeba. Znana, doznawana od lat tożsamość: granatowy pas lasu, polne grusze, miedzy borki, zielone kępy ogrodów i sadów.

Czyżby naprawdę wszystko?

Stoję na miedzy wtopiony w ciepło dnia, w ciszę, w żyta i w rozmigotanych warstwach pamięci poszukuję skrzętnie jakiegoś szczegółu, którego dotąd nie mam, a którego mi brak. Co to? ... Przecież znane, przecież wiadome, a tylko chwilowo...

Czy ten trzmiel wikłający swój lot między gąszczem żytnich słomek? Czy też trznadel pośpiewujący na czubku dalekiej gruszy? Czy szept świerszcza spomiędzy traw?

Nie, nie o to chodzi. O coś innego. Poszukam jeszcze. Poczekam.

I oto staje się coś, co przy moim dzisiejszym nastroju budzi szczytowe wzruszenie.

Z głębi owych rozprażonych słońcem i pachnących chlebem żyt dobiega mnie wyraźny, lepki jakiś głos przepiórki.

- Pitpilit! ... pitpilit! ... pitpilit!

Teraz jest już naprawdę wszystko!

W zaduchu cieśniny czerwcowych żytnich ścian kładę się w trawie na wznak jak długi i rozwartymi dłońmi nakrywam oczy. Tak będzie najlepiej. Co się wyciśnie spod powiek, zasłonią palce.

Co się tu dzieje? ... Jak to jest? ...

Siedzieć tu – źle. Odejść – trudno. (...)

Fragment rozdziału Gaguś Ramzesem z książki Teodora Goździkiewicza pt. O koniach, psach i kotach

(...) Dzień pogodny, słoneczny, wyciągnął mnie tym razem z domu dosyć wcześnie i przybyłem na miejsce znacznie przed terminem. Pani Wandy nie było w domu, zamknięte drzwi mieszkania mówiły, że jeszcze z pracy nie wróciła, a uchylone okno od kuchenki, że Ramzes miał wolne wyjście, z czego nie omieszkał na pewno skorzystać. Niemożliwe, żeby się wylegiwał w tym czasie pod dachem.

Przysiadłem na schodach i obserwowałem skąpe wyposażenie nowego osiedla w zieleń. Zostało kilkanaście sosen starodrzewu, zasadzono kilka topoli kanadyjskich tego roku, rosły też jeszcze inne jakieś krzewy (...)

Raptem ukazał się niedaleko mnie kot. Ze sposobu zachowania się, a jeszcze bardziej z kształtu głowy poznałem, że to samiec. Wyszedł z tej samej luki między słupkiem płotu a ścianą węglarki i leniwie jął się przesuwać wzdłuż metalowej siatki parkanu; było w jego ruchach coś klasycznie obojętnego. Mojej osobie poświęcił tylko jedno, jedyne spojrzenie (...)

Należał do bardzo efektownych osobników. Najbardziej epatowała jego „suknia” – płomiennoruda. Gdyby natura wyposażyła ją jeszcze w poprzeczne czarne – lub choćby tylko brązowe – paski, on właśnie mógłby emitować tygrysa w pomniejszonej skali. Niestety te cienie, które miał na sobie, były tak blade, że zaledwie zaznaczały swoje ślady.

W pewnej chwili wychynął zza węgła budynku Ramzes i od tego momentu zdarzenia zaczęły przebiegać w zawrotnym tempie. Jego królewska mość zjeżył się cały, zawarczał bojowo i natarł na intruza z miejsca. (...)

Rudzielec nie zdzierżył. Najeżony bojowo odwarknął, ale zamiast dać czoło napastnikowi, dał drapaka, sadząc długie susy w gwałtownej ucieczce. Ramzes skoczył za nim bez chwili wahania jak czarny piorun. I już-już siedział mu na ogonie, gdy rudy gość mając przed sobą rozrosły pień czeremchy, skoczył nań z wrzaskiem; z takimże samym wrzaskiem podążył za nim Ramzes.

Krasny kocur był szybki, zaczął wspinać się gwałtownie w górę owijając pień drzewa spiralnie, po drugiej spirali gonił go czarny elegant pani Wandy. Raz rudy – raz czarny byli widoczni, raz jeden, raz drugi ukazywali się w ruchu, a coraz to szybciej, a coraz to wyżej. Towarzyszył tej gonitwie, nieustający wrzask, jakby obu zawodników żywcem obdzierano ze skóry.

- Whrauuu! – to piał rudy.

- Whrauuu! – to piał czarny.

Nieustannie posuwali się w górę i znaleźli się już w pobliżu wierzchołka...

„Co będzie teraz, za chwilę, jeżeli drzewo się skończy? Przecież rudy dał się zagnać Ramzesowi w kozi róg! – myślałem. – Kiedy się tam szczepią na cienkiej gałęzi, to niewykluczone, że w ferworze walki spadną obaj w dół, na łeb, na szyję! Nie zabiją się, to prawda, ale upadek z takiej wysokości na zdrowie im nie pójdzie!”

Wierzchołek drzewa zbliżał się, jak nieubłagalna Nemezis. Co będzie dalej: oto rudzielec ucieka, a czarny naciera nań z równą jak wpierw gwałtownością. Wreszcie rudy zmienił taktykę; skręcił w bok wykorzystując jedną z grubszych gałązek i chwiejąc się wpełznął na nią, dokonując zwrotu na rozpórce ku tyłowi. Teraz Ramzes zamiast zadku przeciwnika, miał uzbrojoną jego paszczę.

Wszystkie te manewry odbywały się przy ogłuszającej kapeli kocich głosów: wrzasku, miauczenia, syku i parskań. Teraz obaj partnerzy umilkli i raptem drzewo i walczących objęła cisza. Nie spuszczałem z nich oczu, przez szkła lornetki widziałem ich wyraźnie powiększonych, całkowicie wyeksponowanych. Na tle leciutko przyżółkłej zieleni czeremchowych liści czerń Ramzesa była równie widoczna, jak ruda czerwień przybysza.

Przeciwnicy siedzieli bez ruchu niby dwie mumie z wosku – wpatrzeni w siebie, hipnotyzowali się wzajemnie, obaj najeżeni bojowo, z pyszczkami uzbrojonymi rzędem zębów, gotowi na atak odpowiedzieć atakiem, dyszeli ze zmęczenia, w szkłach lornetki widziałem ich falujące oddechami boki. (...)

Znajdowali się od siebie w odległości nie większej od metra. (...) Jakże musieli się pilnie obserwować! Oto Ramzes leciutko drgnął i wysunął ku przodowi prawą łapkę, gdy rudzielec zawył na całe gardło, jak opętany:

- Wrauuu!

- Wrauuu! – odpowiedział mu z równą pasją podopieczny pani Wandy, ton jego okrzyku był jakby cieńszy.

I zamilkli. I znieruchomieli. I cisza. Tam siedzą nie żywe koty, tam siedzą dwa manekiny. Jeden czarny lśni w słońcu, drugi rudy płonie czerwienią.

Teraz rudy przybysz poprawił nieco zad oparty o rozpórkę, gałązka drgnęła nieznacznie, ale to wystarczyło.

- Whrauuu! – zawył nie po królewsku Ramzes.

- Whrauuu! – poszedł za jego przykładem rudy przybysz.

I cisza. I znów znieruchomieli. I zamilkli. Tak mogą siedzieć do rana, ba! – do sądnego dnia. (...)

W odstępach kilkuminutowych powtarza się ostry, irytujący wrzask kotów, na przemian – raz czarnego, raz rudego. Kilka najbliższych okien w mieszkaniach zajmowanych przez emerytów i (...) rencistów, już otworzono i ludzie zaczynają się bawić kosztem skłóconych kotów.

Tymczasem (...) powstała, zdawałoby się sytuacja bez wyjścia. (...)

Szczęściem korzystne wiatry przywiały panią Wandę. Skończyła pracę, śpieszyła do domu, nadchodził czas podkarmienia ulubieńca. Na widok Ramzesa uwikłanego w spór z Radoniem i wyniesionego tak wysoko roztoczyła przed zwaśnionymi stronami całą swoją uwodzicielską sztukę, której celem było odwołanie faraona – Ramzesa na ziemię, do siebie.

- Ramzesie... Ramzesku... schodź! Gagusiu... Gaguniu – do tego nawet doszło – schodź! Ja cię tak bardzo, bardzo proszę!

Ale czarny pieszczoch ani drgnął. Patrzył w swojego przeciwnika z wysileniem, nie gubiąc jego najmniejszego ruchu.

Więc pani Wanda jęła go zaklinać na wszelkie świętości, na pamięć dziadów, pradziadów i pra-pradziadów... żeby tylko zszedł.

I ja klapnąłem dłonią kilka razy w pień.

I teraz nie wiadomo, co poskutkowało, czy jej zaklęcia, czy moja interwencja: Ramzes bez drgnienia, patrząc w oczy uzbrojonemu wrogowi, opuścił lekko, ostrożnie prawą nogę niżej, potem opuścił lewą, po upływie kilku sekund zaczął opuszczać przednie nogi, w rezultacie odsuwając się od rudzielca na pewną odległość. Po przerwie znów jął schodzić tak samo jak przedtem ostrożnie i powoli, a im był niżej, tym pewniej i szybciej to robił, wreszcie z wysokości około dwu metrów nad ziemią zeskoczył miękko, padając zgrabnie, po kociemu, na wszystkie cztery łapki. (...)

Zaraz też zaczęły się odprawiać misteria powitania i kot jął się zachowywać tak, jakby nigdy nic nie było. W mgnieniu oka znalazł się tuż u stóp swojej opiekunki i ocieraniem o nogi, głaskaniem grzbietu i boków, pieszczotliwym słowom zdawało się nie być końca. (....) zamiast krwawej (o na pewno!) walki skończyło się szczęściem... bez krwi.

Spojrzałem na czeremchę. Rudoń siedział w dalszym ciągu skulony, spłaszczony, bez ruchu. Wiatr, który lekko kołysał drzewem, huśtał i jego, że kot wyglądał z daleka jak monstrualny owoc zawieszony daleko na gałęzi. A gdy schwycił go promień zachodzącego słońca, kot zdawał się gorzeć – ognista barwa jego futerka czyniła się jeszcze ognistsza.

Przykładowy autorski wiersz zainspirowany fragmentem książki Teodora Goździkiewicza „Zapisane ptasią łapką”.

Agnieszka Ośrodek
Moje wakacyjne szczęście

W ten upalny dzień czerwcowy
Czuć w nozdrzach zapach chlebowy.
Stąpając po miedzy bosymi stopami
Cieszę się wakacji pierwszymi chwilami.

Na miękkiej trawie pośród zbóż
Chwast nie kłuje jak kolce róż.
Jak miło wędrować pośród ścian zbożowych.
Bure wąsy kłosów sięgają mej głowy.

Pełno tu kopców mrówkowych!
Nie zniszczę ich domków nowych.
Pracowite te czarne ludziki polne
Przez miedze przetarły swe szlaki wędrowne.

Spoglądam w aksamit nieba.
Myszołów... Jest tak jak trzeba...
A tam trznadel na czubku dalekiej gruszy
Pośpiewuje radośnie w tej pola głuszy.

Podmuch wiatru pcha kłosów stos.
Słychać słodki przepiórki głos.
Choć duszno, parno w ciasnej żyta krainie,
Myślę sobie - Niech czar tej chwili nie minie...

Opracowała Agnieszka Ośrodek

O nas | Reklama | Kontakt
Redakcja serwisu nie ponosi odpowiedzialności za treść publikacji, ogłoszeń oraz reklam.
Copyright © 2002-2024 Edux.pl
| Polityka prywatności | Wszystkie prawa zastrzeżone.
Prawa autorskie do publikacji posiadają autorzy tekstów.