X Używamy plików cookie i zbieramy dane m.in. w celach statystycznych i personalizacji reklam. Jeśli nie wyrażasz na to zgody, więcej informacji i instrukcje znajdziesz » tutaj «.

»» ZDALNE NAUCZANIE. U nas znajdziesz i opublikujesz scenariusze ««
Numer: 44401
Przesłano:

Kamień i łódka - o przemocy i odrzuceniu. Scenariusz zajęć wychowawczych

Scenariusz zajęć Kamień i łódka
Temat zajęć: Kamień i łódka.
Cel główny: rozpoznawanie przemocy, radzenie sobie z odrzuceniem.
Cele szczegółowe:
 dziecko umie rozpoznać przemoc,
 definiuje różne rodzaje przemocy,
 wzmacnia poczucie własnej wartości,
 poznaje schematy myślowe ofiar,
 dowiaduje się gdzie szukać pomocy.
Warunki techniczne:
 klasa szkolna,
 wiek uczestników: 12 - 13 lat,
 miejsce zajęć: sala lekcyjna,
 czas: 2 godziny lekcyjne.
Metody pracy:
 praca z tekstem,
 burza mózgów,
 rozmowa kierowana,
 praca w grupach
 elementy dramy.
Materiały i środki terapeutyczne:
Tekst literacki, flamastry, kartki A4, tablica, kreda, magnesy.

Literatura wykorzystana do zajęć:
1. Maria Molicka, Kamień i łódka, [w:] Bajki terapeutyczne, Poznań 2003, s.137-145, (tekst w załączniku).

Przebieg zajęć:
Rozpoczęcie:
 Powitanie uczestników zajęć.
 Zabawa integracyjna: Uczestnicy wybijają rytm uderzając dłońmi o kolana, robią
to zmieniając tempo, które wskazuje prowadzący zajęcia.
Część właściwa:
 Prowadzący zadaje uczestnikom pytania: Czy spotkaliście się z przemocą? Czym jest przemoc? Jakie formy przybiera? Gdzie można doświadczyć przemocy?
 Prowadzący mówi, że zajęcia będą się skupiać wokół przemocy domowej. Uczniowie dzielą się na grupy, każda z nich ma za zadanie zapisać na kartce zachowania pasujące do haseł: przemoc fizyczna, psychiczna, seksualna, ekonomiczna, zaniedbanie. Uczestnicy prezentują swoje pomysły i omawiają je wspólnie.
 Prowadzący czyta opowiadanie Kamień i łódka. Uczniowie odpowiadają na pytania
do tekstu: Jak zachowywał się kamyczek zaraz po tym jak wypadł z wulkanu? Jakie uczucia towarzyszyły kamykowi, gdy spotkał chłopca? Dlaczego kamyczek zdecydował się zostać z łódeczką? Dlaczego łódka stała się dla niego ważna?
 Nauczyciel zmienia tor rozmowy na bardziej ogólny: Czy ofiara przemocy domowej zawsze wie, że jej doświadcza? Kto może być ofiarą takiej przemocy? Kto może być sprawcą? Co ofiara może myśleć na temat swojej sytuacji? Czy łatwo jest mówić
o przemocy domowej, której się doświadcza? Dlaczego ofiara może chcieć utrzymywać swoją sytuację w tajemnicy?
 Scenki w parach. Uczestnicy prezentują jak według nich należy zachować się
w sytuacjach, gdy padamy ofiarami przemocy.
 Uczniowie wspólnie wypisują na tablicy hasła, które powinna według nich usłyszeć osoba, która doświadcza przemocy domowej: Chcę Ci pomóc!, Pozwól mi być przy tobie!...
Podsumowanie:
 Rozmowa podsumowująca o tym, że poczucie bezpieczeństwa jest dla każdego z nas bardzo ważne oraz że nie można ukrywać przemocy domowej, bo ona sama się nie skończy. Prowadzący podaje informacje o stronach internetowych, telefonach zaufania i służbach udzielających pomocy osobom w trudnych sytuacjach.

ZAŁĄCZNIK
Maria Molicka
Kamień i łódka
Wysoko, bardzo wysoko w górach wznosił się wulkan, górował nad całą okolicą. Był najwyższy i najpotężniejszy. Z pogardą spoglądał na małe pagórki, doliny czy przepływające rzeczki.
- Jestem najsilniejszy, największy, nikt się ze mną nie zmierzy, nikt mnie nie zwycięży! - grzmiał głośno.
Straszył wszystkich dookoła. Złoszcząc się i grożąc, potrząsał gniewnie ziemią
i innymi górami. Stale chmurzył się. Nad jego wierzchołkiem unosił się czarny dym. Wyrzucał z wnętrza ziemi groźne, trujące opary, gorącą lawę, która parzyła i zamieniała wszystko w pył. Góry chętnie zmieniłyby sąsiedztwo, nie lubiły wulkanu. Ale cóż mogły zrobić? Nie mając nóg, nie mogły się oddalić, jedyne, co im pozostało, to udawanie, że nie słyszą tych krzyków, grzmotów, trzęsienia. Odwracały się z niechęcią w drugą stronę. Wulkan jednak nie zwracał uwagi na zachowanie sąsiadów i dalej hałasował, groził, niszczył wszystko dookoła.
Pewnego dnia, a był to zwyczajny dzień, taki podobny do innych, znowu zaczął straszliwie grzmieć i wyrzucać lawę na niewinnych sąsiadów. Później z wielką siłą wydobywał ze swojego wnętrza kamienie i wyrzucał je na zewnątrz. Boleśnie ranił inne góry i rosnące na nich rośliny. Wyrzucając kamienie, niemiłosiernie uderzał nimi o siebie, miażdżył, kaleczył. W końcu powyrzucał je, nie troszcząc się o nie zupełnie.
Mały kamyczek, który upadł na zbocze góry, bardzo ucierpiał od gniewu rodzica, który poobijał go tak straszliwie, że miał okaleczone, ostre brzegi. Jednak chciał wrócić
z powrotem do wulkanu. Tam, w środku był jego dom, a wulkan był jedynym opiekunem, jakiego znał. Próbował wspinać się po stromych zboczach, wolniutko, kroczek po kroczku, coraz wyżej i wyżej, by z powrotem niepostrzeżenie, cichaczem znaleźć się w jego wnętrzu.
I już, już był blisko brzegu krateru, gdy wulkan wypatrzył go i niemiłosiernie odepchnął,
a potem wylał na niego wrzącą lawę.
- Nie zdążyłem nawet dorosnąć, stać się wielką górą, porosnąć lasem, gdy wyrzucono mnie z domu. Jestem małym kamykiem, cóż ja zrobię, jak poradzę sobie? - lamentował.
Usłyszał to wulkan i rzekł:
- Musisz sam sobie radzić. Masz ostre brzegi, możesz skaleczyć każdego, kto się do ciebie zbliży. - I zaśmiał się złośliwie: - Ha, ha, ha!
Echo powtórzyło: ha, ha, ha. Kamień próbował jeszcze coś tłumaczyć, o coś prosić, ale wulkan już więcej się nim nie interesował i nie odpowiadał na jego błagania.
Jestem mały, to prawda, ale mogę być tak zły jak wulkan. Wszyscy wówczas będą się mnie bali i schodzili z drogi - pomyślał.
Zaczął rozpychać się, kaleczyć inne kamienie leżące spokojnie obok. Zazgrzytały niezadowolone i odsunęły się od niego. Po chwili był sam.
Dobrze mi, jestem zimny, nic od nikogo nie potrzebuję - przekonywał sam siebie. Tak naprawdę to nie był pewny, czy chce być sam. Jednak trwał w złości, położył się grzbietem do góry, by każdego, kto się zbliży, skaleczyć. I tak leżał, i leżał. Nikt się jednak nie pojawił. Nikt nawet na niego nie spojrzał.
Dzień po dniu mijał i nic się nie działo. Z wolna coraz mniej w nim było złości, a coraz więcej smutku u żalu. Pewnie leżałby tam bardzo długo, gdyby nie mały chłopiec, który przechodził obok. Trzymał w ręku korę drzewa.
- O, jaki ostry kamień! - krzyknął uradowany i podniósł go z ziemi. - Jest lepszy od nożyka - dodał, oglądając go uważnie. - Zrobię z kawałka kory, przy twojej pomocy, piękny żaglowiec - powiedział.
Kamyczek rozchmurzył się, słysząc słowa zachwytu. Rzeczywiście był ostry i mógł się przydać. Zaczął z zapałem strugać drewno, by pokazać, co potrafi. Z zadowoleniem obserwował, jak z wolna kawałek kory zamieniał się w piękną łódkę. Teraz głaskał ją
i szlifował. Po chwili była gotowa. Spojrzał na swe dzieło i poczuł dumę, że tego dokonał. Chłopiec tymczasem odłożył kamień i zbiegł ze zbocza, by wypróbować łódkę na małej rzeczce, która wiła się u podnóża góry. Kamień znowu został sam i zasmucił się. Zrobił taką wspaniałą łódeczkę, a nie zdążył się nią nawet nacieszyć. Chciał na niej popływać. Ogarnęły go pełne żalu myśli. Nikt go nie chce, wulkan wyrzucił, łódka odpłynęła, chłopiec nie zatrzymał. Czy on już na zawsze będzie sam? Tak bardzo chciałby mieć dom, miłych sąsiadów, z którymi bawiłby się, rozmawiał.
Niebo zachmurzyło się. Spadł deszczyk, obmył, oczyścił z wszystkich zabrudzeń
i delikatnie pogłaskał kamyk. Zza chmur ponownie wyjrzało słonko. W blasku promieni kamień przyglądnął się sobie i zauważył, że już nie jest tak ostry i lekko połyskuje.
Nie jestem już taki okropnie kanciasty, poobijany - pomyślał.
Rozejrzał się dookoła. Wokół rosły krzewy i trawa. Próbował z nimi rozmawiać,
ale poruszały tylko liśćmi, szeleściły, nie rozumiały mowy kamienia.
Idę stąd, idę szukać domu, nie chcę być sam - zdecydował.
I ruszył ze wzgórza, kulając się w dół, w stronę rzeki. Spadając, przyspieszał coraz bardziej i bardziej, aż z wielką siłą wpadł w sam środek rzeki. Opadł na dno i znalazł się obok podobnych do siebie kamieni. Już nie rozpychał się, nie uderzał innych. Zapytał uprzejmie:
- Czy mogę się do was przyłączyć? Czy przyjmiecie mnie do swojej rodziny?
- Nie możemy, mamy już zbyt wiele małych kamieni, którymi musimy się opiekować. Idź, szukaj szczęścia gdzie indziej - zaszemrały kamienie.
- Ale dokąd mam iść? Gdzie ja, mały kamień mogę znaleźć dom, kto mnie przyjmie? - pytał bardzo zmartwiony odmową.
- Idź do pięknego morza, wielkiego i silnego, ono na pewno cię przyjmie, tam jest odpowiednie miejsce dla ciebie. Morze ukołysze, utuli falami, wybierze dla ciebie najlepsze miejsce na dnie, skąd będziesz mógł podziwiać piękne ryby, rośliny, jakich nigdzie nie spotkasz. Tam znajdziesz to, czego pragniesz najbardziej.
- Czy wy tez tam zmierzacie? - spytał zaciekawiony kamień.
- Nie, tutaj jest nasz dom. Mniejszy, biedniejszy, ale nasz - odpowiedziały.
- Jak mogę dotrzeć do morza? - dopytywał się bardzo zainteresowany.
- Droga jest długa i ciężka, nie każdy może ją przebyć, nieraz wartki strumień wyrzuca kamienie na brzeg, ale ty jesteś młody i silny. Spróbuj. Rzeka wskaże ci drogę, a morze sam poznasz, gdy do niego dotrzesz - odpowiedziały kamienie.
- Nie mogę zostać z wami, więc muszę ruszyć w drogę - powiedział mały kamyk
i westchnął głęboko.
Podążył z nurtem rzeki. Wiła się pośród gór, opadając coraz niżej i niżej. Kamień raz po raz boleśnie się ranił, uderzając o dno, ale bardzo chciał dotrzeć do miejsca, o którym mówiły kamienie, dlatego nie zważając na nic, podążał naprzód. Nagle rzeka rozlała się szeroko na dużej przestrzeni. Kamień osiadł na piasku, był zmęczony. Pora odpocząć - zdecydował. Rozłożył się wygodnie i rozglądał się dookoła.
Co robić dalej? Może zostać tutaj, wygrzewać się na słonku, zrezygnować z celu podróży, przecież jest już bardzo zmęczony. Ale czy wówczas nie będzie już zawsze tęsknił za morzem? - zastanawiał się.
W tym momencie zobaczył na środku rozlewiska łódeczkę, która nabrała już tyle wody, że była bliska utonięcia. Niewiele myśląc, rzucił się w jej kierunku. Dostał się pod spód i od dołu podniósł. Przewróciła się na bok i ugrzęzła na kamieniach. Odpoczął chwilę
i dalej ochoczo pracował, ratując ją. Odwrócił łódkę, wylał wodę i po chwili postawił na kamieniach. Bardzo był z siebie zadowolony. Ale robota jeszcze nie była skończona, by łódka mogła znowu płynąć, należało ją zepchnąć w nurt wody. Chwilę odpoczywał i przyglądał się jej uważnie. Nagle poznał - to jego dzieło, to łódka, którą zrobił!
- Dziękuję. Uratowałeś mnie, bez twojej pomocy zatonęłabym. Już drugi raz się spotykamy - powiedziała łódka.
Ona mnie też pamięta - ucieszył się kamień, a głośno powiedział:
- Szkoda, że musisz odpłynąć.
- Płynę w dół rzeki, do morza. Może wybrałbyś się ze mną w podróż? - spytała łódeczka.
- A czy ty... ty chcesz tego? - pytał z niedowierzaniem. I szybko dodał: - Jestem tylko zwykłym kamieniem, zimnym, ostrym - jakby chciał upewnić się, że łódeczka naprawdę chce jego towarzystwa.
- Nie jesteś ostry - odparła.
Spojrzał na siebie i zobaczył, że jego brzegi zaokrągliły się. Zdumiał się.
- I ładnie połyskujesz - dodała.
Czy śnię, czy to możliwe, bym ja, kamień, którego wulkan wyrzucił z domu, okaleczył, aż tak bardzo się zmienił? - zastanawiał się.
- Popłyń ze mną, z tobą czuję się bezpieczna - prosiła łódeczka.
Kamyk rozpromienił się z radości.
- Dobrze, tylko zepchnę cię w nurt rzeki - odparł. Popychał łódeczkę aż do miejsca, gdzie woda wartko płynęła. I rzeka porwała łódeczkę, wartki nurt zabrał ją na sam środek,
a po chwili znikła w odmętach wody.
Kamień wówczas po raz pierwszy zapłakał. Położył się na piasku i leżał bez ruchu. Stracił swą barwę, zszarzał.
Już nigdy nie znajdę swej łódeczki, zawsze będę sam - myślał.
Nagle ktoś podniósł go i włożył do kieszeni. Było ciemno. Kamień jednak był tak smutny, że niewiele obchodziło go, co się z nim stanie.
Tymczasem porwana przez rzekę łódeczka płynęła bardzo szybko. Kołysała się bardzo niebezpiecznie, co chwilę nabierała wody.
- Kamyczku, kamyczku! - wołała zrozpaczona.
Nagle jakieś ręce wyciągnęły ją z wody.
- To chyba ta sama, zrobiona z kory łódka, którą wystrugał ostry kamień - powiedział chłopiec, oglądając ją ze wszystkich stron.
- Kamień, dzięki, któremu stałam się łódką, był niezwykły, nie tylko pięknie mnie wyrzeźbił, ale jeszcze uratował przed zatopieniem - powiedziała łódeczka, ale chłopiec tego nie usłyszał. Usiadł na brzegu i wyciągnął z kieszeni kamień. Położył go obok łódki. Ta aż podskoczyła z radości, widząc przyjaciela. On też bardzo się ucieszył.
- Zbuduję na rzece zaporę z kamieni i tam umieszczę łódeczkę - postanowił chłopiec
i ochoczo zabrał się do pracy.
- Uciekajmy stąd! - krzyknęli zgodnym chórem kamień i łódka. Kamień popchnął łódeczkę na wodę, wskoczył do niej i szybko odpłynęli.
Chłopiec tymczasem rozglądał się zdziwiony, gdzie podziały się leżące jeszcze przed chwilą kamień i łódka. Nigdzie ich jednak nie widział. W tym czasie oni płynęli odważnie, środkiem rzeki. Kamień sterował. Zaświeciło słońce i zabłyszczał kolorami szczęścia.
Jaki on piękny - pomyślała łódka. On spojrzał na nią i też pomyślał: Jaka wspaniała łódeczka, najpiękniejsza ze wszystkich, jakie widziałem.
I tak płynęli wiele dni, aż ujrzeli morze. Było wielkie, większe od gór, które znali,
od wulkanu, silniejsze od rzeki, która ich tutaj przywiodła. Było też piękne, tak piękne jak błękit nieba, z którym łączyło się w oddali w jedną całość.
Czy ono zechce nas przyjąć? Jest takie wspaniałe, potężne, a ja jestem tylko małym okruchem góry - zastanawiał się kamyk.
- Morze, morze, czy zgodzisz się być naszym domem? - zawołał, jak potrafił najgłośniej. - Morze, morze! - wołał.
I morze usłyszało. Na spotkanie wysłało fale, które swym szumem oznajmiły:
- Ty mały kamyku, zamieszkasz na dnie morza, w ogrodzie morskim. Na pewno spodoba ci się czysty piasek, sąsiedztwo perłowych muszli, ryb i roślin, wszyscy przyjmą cię z radością. A ciebie, mała łódeczko, wyrzucimy na brzeg małej zatoczki, byś mogła tam wygrzewać się na słonku i kąpać się, gdy przyjdzie ci na to ochota.
Słysząc to, kamień zawołał: - Ja też chcę zamieszkać na brzegu!
- Rezygnujesz z mieszkania na dnie morza, gdzie jest najpiękniej, to niemożliwe, nieprawdopodobne, jeszcze nikt nie odrzucił tak wspaniałomyślnej propozycji morza - powiedziały zdziwione fale.
- Nie, nie zmienię swojej decyzji, bo chcę być z łódką - powtarzał kamyk uparcie.
Poszumiały między sobą i po krótkiej naradzie łaskawie oświadczyły:
- W takim razie zabierz sobie łódeczkę na dno morza.
- Nie mogę, ona zbutwieje, zniszczy się szybko, jest przecież zrobiona z kory drzewa - tłumaczył przestraszony kamyk.
- Nie może, bo ona się zniszczy, bo zbutwieje - powtarzały fale jedna drugiej jego odpowiedź. - A od kiedy to kamień troszczy się o innych? - pytały siebie zdziwione.
- Wyrzućcie nas na brzeg - poprosił.
- Rób, jak chcesz - powiedziały trochę rozgniewane odmową i z szumem wyrzuciły kamień z łódeczką na brzeg. Po czym odpłynęły.
- Czy zastanowiłeś się, z czego rezygnujesz? Przecież szukałeś domu, nigdzie nie znajdziesz piękniejszego miejsca niż ogród na dnie morza - powiedziała łódeczka.
- Już dawno go znalazłem - odparł kamień.
W odpowiedzi zakołysała się radośnie. Później ruszyli razem w poszukiwaniu miejsca, które byłoby dla nich najlepsze.

O nas | Reklama | Kontakt
Redakcja serwisu nie ponosi odpowiedzialności za treść publikacji, ogłoszeń oraz reklam.
Copyright © 2002-2024 Edux.pl
| Polityka prywatności | Wszystkie prawa zastrzeżone.
Prawa autorskie do publikacji posiadają autorzy tekstów.