X Używamy plików cookie i zbieramy dane m.in. w celach statystycznych i personalizacji reklam. Jeśli nie wyrażasz na to zgody, więcej informacji i instrukcje znajdziesz » tutaj «.

»» ZDALNE NAUCZANIE. U nas znajdziesz i opublikujesz scenariusze ««
Numer: 36944
Przesłano:
Dział: Artykuły

Alternatywne modele edukacji

Kiedy oglądałam filmy i słuchałam wykładów na temat alternatywnych modeli edukacji, najbardziej zaskoczyło mnie to, w jaki sposób nauczyciele brytyjscy dbają o przestrzeń ucznia. Zdumiały mnie sale lekcyjne zastawione szafkami wyższymi i niższymi, ustawionymi w totalnym wydawałoby się nieładzie, poprzedzielane ściankami, kolumnami czy tkaninami; pełne miejsc do których nauczyciel ma ograniczony dostęp, natomiast uczniowie mogą w pełni korzystać z dobrodziejstw zakamarków i cieszyć się chwilą odosobnienia. Początkowo przeraziła mnie ta chaotyczna organizacja przestrzeni jakże inna od sterylnej, pustej w wystroju sali lekcyjnej w naszych szkołach. Myślę jednak, że tworzenie takiego bezpiecznego środowiska jest dla dziecka niezwykle istotne. Sama wychowałam dwoje dzieci i z obserwacji wiem, jak ogromnie potrzebne dziecku i ważne dla niego jest stworzenie azylu, zacisza, własnego kącika, w którym maluch się chowa i według własnych potrzeb organizuje przestrzeń. Moje dziewczynki nawet we własnym, „oswojonym” domu uwielbiały budować sobie domki z krzeseł, stołów i kilku koców. W ich domkach panował „porządek” ustanowiony przez nie same. Oczywiście po części powielały znane im z otoczenia organizacyjne rozwiązania, ale w większości był to po prostu twórczy bałagan, z którego korzystały w miarę własnych potrzeb – jeśli gotowały, znosiły miski, łyżki, mąkę, a gdy kończyły, w tych samych miskach „kąpały” swoje dzieci, czy kładły je spać.
Takie kryjówki i kąciki tworzone w angielskich szkołach pozwalają dzieciom uzyskać niezbędną autonomię, zapewniają poczucie bezpieczeństwa, czy choćby gwarantują chwilowy spokój. Pracuję obecnie w świetlicy szkolnej. Dzieci, jeśli nie mają zorganizowanych zajęć, chętnie sięgają po megaklocki, z których budują sobie zamki i kryjówki. Najchętniej nie wychodziłyby z tej stworzonej przez siebie przestrzeni, zapewniającej im intymność i bezpieczeństwo.
Dostosowanie większości półek do wzrostu dzieci i takie ich usytuowanie, aby dziecko było głównym użytkownikiem otoczenia, nazwałabym polityką prywatności, dziecko staje się praktycznie wyłącznym właścicielem przestrzeni. Meble, sprzęty dostosowane do wieku i wzrostu dziecka oraz pomoce dydaktyczne działające na wyobraźnię, dają możność samodzielnego zdobywania wiedzy o świecie. Co ciekawe dyrektorzy polskich szkół kładą duży nacisk na wyposażenie placówek w nowy sprzęt, właśnie dostosowany do potrzeb dziecka i rzeczywiście mogą pochwalić się pięknymi, kolorowymi stolikami, krzesełkami, czy szafkami, ale chyba niewielu z ludzi pracujących w szkole zwraca uwagę na to, żeby z tych szafek korzystali uczniowie. Są to nadal miejsca z wyłącznym dostępem dla nauczyciela, pucowane pieczołowicie przez panie sprzątające. Tymczasem w angielskiej szkole wszystkie sprzęty nie były wcale najnowocześniejsze, ani najpiękniejsze, czy najbardziej kolorowe. One były po prostu w całości oddane dzieciom. To tam dzieci trzymały potrzebne im rzeczy, to tam odkładały swoje prace, to one dbały o porządek na półeczkach. Podobnie rzecz ma się z pomocami dydaktycznymi – my myśląc o pomocach mamy wyobrażenia tablic poglądowych, multimedialnych gadżetów – tam korzysta się ze wszystkiego, co jest dostępne: piasku, wody, luster, farb, z tego co jest bliskie dzieciom. Nie jest istotne z jakich pomocy się korzysta, najważniejsze jest, żeby nauczyć dziecko zwracać uwagę na to, co je zaskakuje, co jest interesujące. Dziecko obserwuje i antycypuje, usiłuje samo odpowiedzieć na pytania co się wydarzy i dlaczego tak się stanie. Istotną rolę odgrywa tu również mowa eksploracyjna, nauczyciele brytyjscy pozwalają dzieciom wypowiadać się w sposób swobodny, naturalny, dość niestaranny, po to, by skupić się na rozwiązaniu problemów. Nauczyciele, podobnie jak dzieci reagują na wszystko w sposób emocjonalny, zachwycają się otoczeniem, w ten sposób pomagają otworzyć się dziecku na świat, dostrzec jego piękno i odkrywać jego najmniejszy nawet fragment. Nauczyciele nie zwracają dużej uwagi na poprawność wypowiedzi, nie krytykują rozwiązań proponowanych przez uczniów, natomiast dopytują dlaczego dziecko tak właśnie myśli. To wspaniały sposób na zapewnienie dziecku poczucia bezpieczeństwa i pełnej akceptacji. Dzieci nie boją się mówić, bo nie są bez przerwy strofowane i napominane, by mówiły „pełnym zdaniem”, mają możliwość wyrażania własnych opinii i spostrzeżeń. Pozwala to wbrew pozorom rozszerzyć kompetencje językowe, a także uczy myślenia – dziecko czuje się bezpiecznie i swobodnie, może skupić się, na tym, co w tej chwili bada, obserwuje czy poznaje. Zresztą nacisk położony na bezpieczeństwo dziecka w rozumieniu jego samopoczucia i emocji jest niebywały. U podstaw funkcjonowania szkół leży ideologia zbudowana wokół wsparcia ucznia, również emocjonalnego. Nauczyciele dużo uwagi poświęcają samopoczuciu dziecka, dbają by dziecko odbierało środowisko jako przyjazne, czuło się dobrze w szkole, odnosiło sukcesy i właśnie takie rozumienie potrzebne byłoby choć po części w polskiej szkole, zwracającej oczywiście uwagę na bezpieczeństwo, ale niestety w zupełnie innym sensie. Nasz model niestety traktuje bardzo powierzchownie bezpieczeństwo, bo tylko w znaczeniu takim, żeby dziecku „nic się nie stało”. Nauczyciel towarzyszy dzieciom nie jako przyjaciel wspierający w poszukiwaniu praw świata, czy zapewniający dobre samopoczucie, ale raczej jako nadzorca, sprawdzający czy wszystko jest tak, jak sobie postanowił.
Zupełnie odmiennie ocenia się postępy dziecka. Niezwykły był przykład oceniania przez nauczyciela dziewczynki, małej Natali (o ile dobrze pamiętam). Dziecko rozpoczynając naukę nie miało pojęcia o pisaniu, znakach graficznych, czy wyrazach w zdaniu. Powoli zdobywało umiejętność przepisywania, sukcesywnie chwalone przez nauczyciela. Ten nauczyciel wykazywał niespotykaną w naszych warunkach chęć zapewnienia dziecku sukcesu. Nawet w momencie, kiedy dziewczynka ma problem z przepisaniem zdania, nauczyciel chwali ją za to, że może rzeczywiście zapomniała o przepisywaniu, ale było to wynikiem tego, że nauczyła się stawiać kropkę i o niej pamiętała. Dostrzeganie takich drobnych sukcesów dziecka jest niesłychanie ważne. W edukacji alternatywnej wiele uwagi poświęca się właśnie samemu dziecku, jego zdolnościom, potrzebom, a program jest modyfikowany i dostosowany do indywidualnych możliwości każdego ucznia. Mnie najbardziej podobało się ocenianie dzieci – nauczyciele zbierali wszystkie wytwory uczniów, zarówno karty pracy, projekty, ale też to, co uczniowie stworzyli sami z siebie. Wydaje mi się, że dzięki temu można spojrzeć na ucznia holistycznie, dostrzec nie tylko jego postępy, ale też zainteresowania, co z kolei prowadzi do właściwej oceny możliwości rozwijania potrzeb intelektualnych i emocjonalnych dziecka.
Stymulatory do uczenia się są wszędzie, dzieci rozwijają się na poziomie polisensorycznym, za pomocą wszystkich zmysłów. W szkole rozwijają umiejętności społeczne, językowe i umysłowe, ale ogromny nacisk kładzie się tam na to, by dziecko było niezależne, odpowiedzialne za siebie i swoją edukację. Oczywiście osobą odpowiedzialną za naukę jest również nauczyciel, ale to dziecko decyduje w jaki sposób się uczy. W brytyjskiej szkole panują relacje demokratyczne, to bardziej „partnerstwo poznawcze”. O wielu sprawach decydują dzieci w obszarach decyzji nauczyciela. Uczeń nie pyta stale co ma zrobić, czy może to wykonać, on wie że ma zadanie do zrealizowania i od niego zależy w jaki sposób je wykona. Podstawową formą jest nie jednostka lekcyjna, ale dzień pracy i właśnie aktywność uczniów.
Nie tylko obszar decyzyjności ucznia jest znacznie większy. W szkole brytyjskiej nie ma dyscypliny ciszy, co nie oznacza, że uczeń może nic nie robić, bo głównym elementem szkoły jest aktywność ucznia, uczenie przez działanie – nauczyciel przygotowuje miejsce nauki, dostarcza dziecku materiały do oglądania, dotykania, działania, a tylko od ucznia zależy jak rozwiąże dany problem. Odpowiedzialność jest scedowana na ucznia, dziecko czuje się odpowiedzialne za swoją edukację.
Troska i dobre, stymulujące środowisko pozwala dzieciom rozwinąć się również jako jednostce społeczeństwa. Obszar kompetencji społecznych jest również traktowany odmiennie. Dziecko nie tylko potrafi porozumieć się z innymi ludźmi, ale kulturalnie potrafi bronić własnego zdania, chyba przede wszystkim dlatego, że w szkole traktowane jest z szacunkiem.
Trudno mi wskazać elementy ryzykowne, czy jałowe dlatego, że wolałabym sprawdzić to w praktyce. Na pewno trudno byłoby wprowadzić w nasze szkolne progi taką organizację przestrzeni jak w szkołach brytyjskich. Nie tylko ze względu na wymogi sanitarne, niechęć dyrektorów, czy całego środowiska nauczycielskiego do wprowadzania jakichkolwiek zmian, ale nawet ze względu na rozmiary sal – przynajmniej w mojej szkole. Bezsensowne wydaje mi się przenoszenie całej piaskownicy do klasy, skoro można wyjść na dwór i robić eksperymenty na świeżym powietrzu, z drugiej strony może nie zawsze można tak zorganizować zajęcia, by nie korzystać z sali. Natomiast jeśli chodzi o pozostałe elementy, o których wspominałam w pracy, sądzę, że jak najbardziej można, a nawet należy je wykorzystać. Przyznam, że intuicyjnie korzystałam z takich elementów i wiem, że samo zwracanie się do dzieci z szacunkiem i troską, powoduje ogromne zmiany nie tylko w zachowaniu, ale i podejściu do nauki. Dzieci twórczo rozwijają się pracując w niewielkich grupach, chętnie rozwiązują zadania problemowe, znacznie chętniej wypowiadają się, jeśli pozwala im się mówić swobodnie, bo czują się bezpiecznie. Podobnie tworzenie przyjaznej atmosfery, reagowanie na dzieci, ich potrzeby, zapewnianie im zwykłego ciepła otwiera je na poznawanie świata, powoduje, że ciekawskie z natury zaczynają zadawać wiele pytań, myślą, szukają rozwiązań. Jak już wspomniałam mnie najbardziej zainspirowało ocenianie, może dlatego, że jest tak różne od „oceniania opisowego”, z jakim spotykałam się dotychczas, a może dlatego, że pracując z dziećmi w świetlicy znam większość zainteresowań moich uczniów, wiem co potrafią, do czego dążą, natomiast nie przyszło mi dotąd na myśl, by tę wiedzę o nich w jakiś sposób uporządkować i wykorzystać w swojej pracy, by jeszcze bardziej zindywidualizować ich rozwój.
Abstrahując trochę od tematu pracy zauważyłam, że w szkole brytyjskiej nauczyciele tworzą zespół, naprawdę dokładają wszelkich starań, by rozwijać dzieci wszechstronnie, współpracują ze sobą. Wydaje mi się, że w naszych warunkach z cudem graniczy stworzenie zespołu nauczycieli dbających o uczniów, o ich sukces wspólnie. Nie lubimy „wchodzić na czyjąś działkę”, chwalimy się swoimi sukcesami i – niestety - cieszymy z porażek innych, zamiast wspierać siebie nawzajem, szukać wspólnych rozwiązań dla dobra dziecka.

O nas | Reklama | Kontakt
Redakcja serwisu nie ponosi odpowiedzialności za treść publikacji, ogłoszeń oraz reklam.
Copyright © 2002-2024 Edux.pl
| Polityka prywatności | Wszystkie prawa zastrzeżone.
Prawa autorskie do publikacji posiadają autorzy tekstów.