X Używamy plików cookie i zbieramy dane m.in. w celach statystycznych i personalizacji reklam. Jeśli nie wyrażasz na to zgody, więcej informacji i instrukcje znajdziesz » tutaj «.

»» ZDALNE NAUCZANIE. U nas znajdziesz i opublikujesz scenariusze ««
Numer: 13333
Przesłano:
Dział: Artykuły

Obyczaje i wierzenia związane z okresem Adwentu i Bożego Narodzenia

Tradycja, to treści kultury takie jak: obyczaje, poglądy, wierzenia, sposoby myślenia i zachowania, normy postępowania, które są przekazywane z pokolenia na pokolenie dlatego, że dla danej zbiorowości są szczególne ważne i godne zachowania teraz i w przyszłości.
W naszej rodzimej kulturze związane są one między innymi ze sposobami obchodzenia i świętowania wydarzeń roku liturgicznego. W naszym polskim świętowaniu zachowały się też wcześniejsze i starsze niż chrześcijaństwo zwyczaje i obrzędy. Przechowała je zwłaszcza tradycja ludowa. Praktyki i zaklęcia magiczne oraz elementy dawnych pogańskich świąt splotły się tu z elementami chrześcijańskimi, a religia i praktyki religijne z trwającymi od pokoleń obyczajami, zyskując przez to ludzki wymiar. Zespoliły się z codziennymi, choć żywotnymi sprawami, o których pamiętano zawsze podczas najbardziej nawet wzniosłych obchodów świątecznych. Do odwiecznych zaklęć odziedziczonych po pogańskich przodkach wprowadzono Imię Boże, co miało stanowić o ich skuteczności. Podobnie Imię Boże wprowadzili do swych praktyk zmawiacze i guślarze. Podobnie znak krzyża czyniony przy wykonywaniu różnych codziennych czynności (prace polowe, pieczenie chleba, codzienny posiłek ) miał zapewnić ich powodzenie. W wielu przypadkach różni święci Kościoła są spadkobiercami czczonych wcześniej bóstw i duchów opiekuńczych. Kościół bowiem stopniowo nałożył swój własny kalendarz na tradycyjny, zwyczajny, niepisany terminarz przedchrześcijańskich świąt i uroczystości. Ponadto każde pokolenie wzbogacało i stale wzbogaca ów kalendarz i związane z nim święta i uroczystości o nowe obchody i nowe zwyczaje, o nowe formy i treści, odpowiadające wymogom życia. Pomimo, że na przestrzeni dziejów ulegały one zmianom, to jednak widać ciągłość przynajmniej niektórych obrzędów, zwłaszcza tych, które stanowią tradycje świąteczne. Ich trwanie w społecznej pamięci i w kulturze jest pomimo zmieniającego się życia niezwykle budujące, bo świadczy o naszej tożsamości.
Obrzędy, zwyczaje ludowe związane z obchodami Świąt z regionu Lubelszczyzny zebrał i opisał Oskar Kolberg. Jednak, to co wpływa na kultywowanie tych tradycji w życiu konkretnego człowieka, to przede wszystkim wychowanie do ich pielęgnowania wyniesione z domu rodzinnego. Dlatego przeżycia z dzieciństwa, które towarzyszyły przygotowaniom świątecznym, jak i same Święta spędzane w gronie rodzinnym decydują o późniejszym pielęgnowaniu ich w dorosłym życiu.
Do takich niezwykłych okresów mających swoją obrzędowość należy okres Adwentu, poprzedzający Boże Narodzenie.

Adwent (jadwent, przedgodzie)
Adwent to okres poprzedzający Boże Narodzenie. Trwa ok. cztery tygodnie. W tym okresie nie urządza się zabaw, nie pije alkoholu, zachowuje post. W piątki i środy wyrzekano się nawet nabiału.
Z czasem Adwentu wiąże się szereg zwyczajów. Co rano odprawiano Roraty – Msze św. ku czci Maryi. W kościele płonęła świeca nazywana roratką. Nowszy zwyczaj (lata sześćdziesiąte XX wieku) to przynoszenie lampionów na nabożeństwa. W Lubelskiem, na Mazowszu i Podlasiu praktykuje się po wsiach grę na ligawkach smętnych melodii przed wschodem słońca. Ten zwyczaj gry na ligawkach związany jest z Roratami. Gra przypomina ludziom koniec świata, obwieszcza rychłe przyjście Syna Bożego i głos trąby św. Michała na Sąd Pański. Zwyczaj gry na ligawkach jest dość rozpowszechniony na terenach nadbużańskim. W niektórych regionach grano na tym instrumencie przez cały Adwent, co też niektórzy nazywali "otrębywaniem Adwentu". Gdy instrument ten stawiano nad rzeką, stawem, lub przy studni, wówczas była najlepsza słyszalność. Zapiski Oskara Kolberga potwierdzają, że dla mieszkańców podlaskich wsi ligawki symbolizowały trąby Michała Archanioła, który grając na podobnym instrumencie w niebie, zwiastował światu rychłe przyjście Zbawiciela, przypominał także o nieuchronnym Sądzie Ostatecznym. I tak jak w niebie rozbrzmiewały trąby archanielskie, tak na ziemi grały ligawy, zapowiadające nadchodzące święto. Głosy ligaw i kołatek zamarły przed kilkudziesięciu laty, ale wielu gospodarzy nadal pieczołowicie przechowuje stare instrumenty. Niektórzy z nich umieją nawet grać w taki sposób, jak to czynili ich ojcowie i dziadowie.
Wieczorki, wieczorynki, prządki, z kądzielą
Były to spotkania adwentowymi wieczorami, organizowane z reguły w największej chacie we wsi. Kobiety wtedy przędły, opowiadały bajki, śpiewały, darły pierze. Często w tych spotkaniach towarzyszyli im mężczyźni.
Św. Barbary (4 XII)
Tego dnia przewidywano pogodę na Boże Narodzenie. „Święta Barbara po wodzie, Boże Narodzenie po wodzie.” lub odwrotnie „Święta Barbara po wodzie, Boże Narodzenie po lodzie.” W dniu tym do św. Barbary (patronki górników i dobrej śmierci) modlą się również górnicy lubelscy wydobywający kamień, kredę i węgiel.
Św. Mikołaja (6 XII)
Dnia tego gospodarze oraz pasterze udawali się do kościoła na specjalne nabożeństwo ku czci św. Mikołaja, patrona dobytku, żywego inwentarza, broniącego trzodę przed wilkami. Składano mu ofiary: chleb, placki pszenne, gomułki z sera, drób, masło. W tym dniu często zapraszano wilka na Wigilię.Dziś święto to przekształciło się w nowy zwyczaj, tak zwane mikołajki. Zwyczaj polega na obdarowywaniu się prezentami, najczęściej dzieci (grzeczne; krnąbrne dostają rózgi).
Św. Łucji (13 XII)
W ten dzień prognozowano pogodę na przyszły rok. Dwanaście dni po św. Łucji odpowiadało dwunastu kolejnym miesiącom kolejnego roku.
Gody – staropolska nazwa Bożego Narodzenia, okres od Wigilii do Trzech Króli
Wigilia
Wigilia to dzień poprzedzający Boże Narodzenie. W ten dzień poszczono, a po zachodzie słońca nie pracowano ciężko, a przede wszystkim przygotowywano wieczerzę wigilijną i dekorowano wnętrze chaty. Tradycyjną dekoracją był pająk. Wykonywano go z bibuły, fasoli i słomy, zawieszano u sufitu. We wsiach takich jak Telatyn i Ulchówek u powały zawieszano światy – wycięte z opłatka gwiazdy. Obrazy przystrajano, wtykając za nie gałązki jodły lub świerku oraz przyczepiając do ich ram bibułkowe kwiatki. Okna zdobiły białe firanki z bibuły. Izbę starano się jak najbardziej upodobnić do Stajenki Betlejemskiej, np. rozkładając na podłodze i wtykając za obrazy słomę. Potem podkładano ją kurom na grzędy lub wykonywano z niej powrósła. W kącie gospodarz stawiał króla–snopek żyta lub owsa, czy pszenicy. Stał tam do Trzech Króli (6 I). Nazywano go trzy króle, kolęda, dziad, kolędnik, baba. Po Godach ziarno z króla dodawano do ziarno siewnego, a słomą już jako sieczką karmiono bydło. Miało to zapewnić błogosławieństwo dobytku i przyszłych plonów.
Choinki, które dotarły na Lubelszczyznę na przełomie XIX i XX wieku, upiększano bibułkowymi łańcuchami, słomianymi lub bibułkowymi zabawkami oraz jabłkami, orzechami i ciastkami. Na stole, czasami na siedzeniach biesiadników, umieszczano siano. W okolicach Biłgoraja i Krasnegostawu kładziono je na dzieży, na której spożywano wieczerzę. Do siana na stole dołączano zazwyczaj nieco żyta, owsa i pszenicy, na trzech rogach stołu umieszczano opłatek i chleb. W okolicach Biłgoraja na talerzu stał czosnek, miód i kolorowy opłatek dla zwierząt, czyli kolęda. Wieczerzę wigilijną (pośnik, wilija, postnik, kolęda) rozpoczynano, gdy na niebie zauważono pierwszą gwiazdkę. Najpierw wspólnie modlono się, potem łamano opłatkiem (symbolizował pojednanie), następnie gospodarz lub osoba najstarsza składała życzenia wszystkim zebranym. W końcu zasiadano do wieczerzy. Dawniej spożywano ją z jednej miski. Składała się z nieparzystej liczby potraw (wyjątkiem była liczba dwanaście) z pola, z lasu, z łąki i z wody. Każdy musiał spróbować każdą potrawę, aby jej nie zabrakło w kolejnym roku. Lubelskie dania wigilijne to: barszcz z mąki owsianej lub żytniej, barszcz czerwony, groch polny, fasola, grzyby, ziemniaki, różne kasze, pierogi, kluski, kisiel z owsa, śledzie, inne ryby, kutia (podawana na koniec wieczerzy na wschodzie Lubelszczyzny). Łyżeczkę każdej potrawy, kolorowy opłatek i chleb niesiono do obory, dla krów. Po wieczerzy śpiewano kolędy. W okolicach Biłgoraja wieczerzę jedzono na dzieży, aby zapewnić sobie urodzaj. Wigilia była również dniem wróżb. Na podstawie wyglądu nieba wróżono urodzaj. Jeśli zasnują je chmury, krowy dadzą dużo mleka, jeśli zabłysną gwiazdy – kury naznoszą wiele jajek. Rzucano również do sufitu kutię i groch, im więcej się przykleiło do pułapu, tym obficiej miało obrodzić w następnym roku. Gdy spożyto już wieczerzę, panny wychodziły z domu i wołały „Hop-hop!”. Z której strony dosłyszały echo, z tej miał nadejść przyszły mąż. Ciągnięto również siano spod obrusa. Jeśli panna lub kawaler wyciągnęli zielone źdźbło, mieli rychło wyjść za mąż lub ożenić się. Z długości i kształtu wyciągniętego źdźbła wróżono długość i przebieg życia. W wigilię obowiązywały pewne zasady, których należało przestrzegać. Miały charakter wróżb, których wynik zależał od człowieka, nie losu. Oto niektóre z nich:
• Nie wolno było pożyczać pieniędzy i mieć długów, aby nie pożyczać przez cały następny rok.
• Kobieta nie mogła wejść do domu jako pierwszy gość, gdyż wróżyło to nieszczęście. Mężczyzna, najlepiej z podarkiem, wróżył szczęście.
• Aby w nadchodzącym roku się powodziło, myto się w wodzie z pieniędzmi.
• Na Podlasiu kilkakrotnie zamiatano chatę, aby pszenica była czysta.
• W niektórych wsiach zbierano i przechowywano okruszki sianka wigilijnego, aby, wsypane na węgiel, służyły później do okadzania przeziębionych osób.
• Nie pito wody, aby się uchronić przed dużym pragnieniem przy żniwach.
• Podczas wieczerzy wigilijnej nie wolno było odkładać na stół łyżki, gdyż groziło to bólami krzyża.
Przed północą większość ludzi szła do najbliższego kościoła na pasterkę. W okolicach Kijan w międzyczasie palono ognie na znak, że narodził się Bóg, przynosząc na Ziemię światło.
Z nocą wigilijną związane są liczne wierzenia, których echo odnajdujemy także w naszym regionie. Jest to noc, w czasie której błąkają się duchy, a w wierzeniach ludowych noc ta jest okresem czarów, dziwów, niesamowitych zjawisk i nadprzyrodzonych mocy, rządzony przez tajemniczy i nieodgadniony świat zmarłych . Wieczór to nad wyraz osobliwy: radosny i straszny zarazem. To wieczór, w którym nie ma rzeczy niemożliwych. Według starych wierzeń w wieczór ten otwiera się wnętrze ziemi i jasnym płomieniem świecą ukryte w nim skarby, woda w źródłach, potokach i rzekach zmienia się na chwilę w wino i miód, a nawet w płynne złoto. Wtedy też srebrną gwiazdką zakwita kwiat paproci, dopiero w późniejszych legendach przeniesiony na noc świętojańską. Tej nocy pod śniegiem rozkwitają cudownie pachnące kwiaty, a drzewa owocowe w sadach i od razu, tej samej nocy wydają owoce. Ptaki rozmawiają wtedy ludzkim głosem, mówi także bydło domowe, pszczoły w ulach budzą się z zimowego snu, a martwe kamienie ożywają i obracają wokół własnej osi. Jednym słowem, przez całą przyrodę przebiega dreszcz tajemniczy i wszystko zlewa się w mistycznym zapamiętaniu.
Takie były dawne wierzenia. I biada temu, kto chciał zrozumieć te tajemnice.
W tradycji ludowej zachowało się mnóstwo opowieści o śmiałkach pochłoniętych przez źródła, z których chcieli zaczerpnąć wina, o gospodarzach, którzy od własnych wołów usłyszeli wyrok śmierci podsłuchując ich wigilijną rozmowę i o zagubionych na zawsze, którzy wybrali się na poszukiwanie kwiatu paproci.
Kościół katolicki w ciągu wielu wieków zwalczając pozostałości pogańskich wierzeń, był jednak niezwykle tolerancyjny wobec ludowych zwyczajów świątecznych i obrzędów,
do których lud był szczerze przywiązany potęgą tradycji niezliczonych pokoleń. Kościół po upływie bardzo długiego czasu, działając z wielką cierpliwością, nadał dawnym zwyczajom nowy sens, przyjął dawne formy i wypełnił je własną treścią.
Wpływ pradawnych obrzędów i zwyczajów najlepiej zachował się na wsi, gdzie do niedawna panowała jeszcze wiara, że w dzień wigilijny zjawiają się na ziemi dusze zmarłych przybierając postać wędrowców i zwierząt i przychodzą do swoich domów. Ponieważ zmarli przebywają w chatach między żywymi, nie wolno w tym dniu tkać, prząść, rąbać, energicznie zamiatać w kierunku drzwi, a nawet siadać nie zdmuchnąwszy uprzednio miejsca, by nie wypłoszyć, nie przygnieść, nie wymieść i nie uszkodzić niewidzialnych gości. W czasie, gdy goście z zaświatów przebywają między żyjącymi, niedozwolone są kłótnie, płacz i smutek, bo niezgoda i smutek będą częste w domu aż do następnej Wigilii. Zachorowanie lub zranienie się zapowiada słabe zdrowie przez cały rok. Szczególnie dzieci powinny uważać i nie narażać się na „karę kija”, gdyż cały następny rok „skóra będzie w robocie”.
Starą tradycją jest też ogień w dniu wigilijnym. Palono światła i w wielu miejscach ogień w piecu podtrzymywano całą noc, aby zziębnięte dusze zmarłych mogły się przy nim ogrzać. Obecność zmarłych nadaje temu wieczorowi szczególnie uroczysty charakter i nieposzanowanie tego faktu może sprowadzić wszelkie nieszczęścia. Tradycja mówi, że jaka Wigilia, taki cały rok.
Dusze zmarłych były również karmione. Po wieczerzy wigilijnej zostawiano na stole łyżki wierząc, że duchy je liżą. Pozostawiano dla duchów przodków i krewnych część barszczu wigilijnego, który obnoszono w misce dookoła domu i wylewano po łyżce na każdy węgieł budynku lub zostawiano resztę jedzenia na stole przed udaniem się na spoczynek.
Według prastarych wierzeń, dusze przychodzące z krainy śmierci przybierają postać ptaków, zwierząt, a także ludzi. Dlatego w tym dniu nie należało nikomu odmawiać gościny. Niegdyś gospodynie nie zamykały tej nocy spiżarni, aby duszom niczego nie brakowało.
Ze względu na szeroko rozpowszechnione wierzenia w ukazywanie się dusz pod postacią zwierząt i ptaków, częste było zapraszanie zwierząt na ucztę. Gospodarz dzielił się opłatkiem z bydłem, karmił ptaki, odkładał z każdej potrawy łyżkę dla całego zwierzęcego dobytku.
Noc wigilijna – wbrew temu, co mówi kolęda – nie była wcale ani cicha, ani spokojna. Istniało przekonanie, że należy wypędzać z domu dusze po ugoszczeniu i to wypędzać je w sposób obrzędowy – poprzez hałasy. Rozlegały się więc zewsząd wystrzały, wybuchy, strzelano z rusznic, uderzano w garnki, stoły – im głośniej, tym lepiej. Po czym udawano się na Pasterkę, a po drodze młodzi ludzie wróżyli sobie szczęście w miłości z kołków w płocie. Długo utrzymywał się zwyczaj rzucania grochem z chóru przed Pasterką – zwyczaj mający zapewnić urodzaj i pomyślność na przyszły rok. Po pasterce, jak nakazywał stary ludowy zwyczaj, mężczyźni chodzili „po podłazach”, czyli składali wizyty krewnym i sąsiadowi, a szczególnie rodzicom swojej przyszłej żony. Składano sobie życzenia obsypując gospodarza zbożem. Gospodarze przygotowywali dla podłaźników przekąski i wódkę z miodem. Wesoło i głośno upływała najdłuższa, a zarazem najpiękniejsza noc w roku.

A jak wyglądała dawna Wigilia? Wieczerza rozpoczynała się zawsze wspólną modlitwą i do końca miała charakter uroczysty i poważny. Nikomu oprócz gospodyni nie wolno było wstawać od stołu, ani nawet rozmawiać. Jedzono w milczeniu, między posiłkami nie odkładając sztućców, a wszystko to po to, by w przyszłym roku nie być gadułami i z uwagi na to, że łyżka, która upadnie oznaczała śmierć w bliskim czasie. Jeszcze w XIX wieku na wsi wieczerzę wigilijną spożywano z jednej, pięknie zdobionej, glinianej miski, którą stawiano na opłatku. Jeżeli opłatek przykleił się do miski, wróżyło to dobry urodzaj tego, z czego zrobiona była potrawa.
Według starych zwyczajów bardzo ważną rzeczą było przygotowanie izby jadalnej i nakrycie stołu. Cały pokój powinien przypominać stajenkę betlejemską. Roztrząsano więc na podłodze słomę, w rogach izby ustawiano snopy zboża, starając się już w czasie żniw przygotować snopy z czterech zbóż, zebrane z ostatnich kłosów w polu wierząc, że w tych właśnie kłosach mieści się cały urodzaj. Kobiety musiały uważać przy gotowaniu, by nie stłuc jakiegoś naczynia, żeby nie sprowadzić na dom nieszczęścia.
Do wieczerzy zasiadano, gdy pierwsza gwiazda ukazała się na niebie i całe jedzenie musiało być na stole, by nikt podczas wieczerzy nie potrzebował od stołu odchodzić, ponieważ wierzono, że kto w Wigilię od stołu odejdzie przed zakończeniem wieczerzy, ten drugiej Wigilii nie doczeka.
Było jeszcze wiele innych obrzędów i wierzeń związanych ze zdrowiem. Wierzono, że kto w Wigilię kichnie, ten będzie zdrów przez cały rok. Myto się przed Wigilijną wieczerzą, aby zabezpieczyć się od „bolaków” (wrzodów), a wodę, w której się myto, wynoszono poza granice domu. Po porannej modlitwie przecierano sobie zęby czosnkiem wierząc, że przez następny rok nie będą bolały. Wiele potraw gotowano z rzepy sądząc, że jedzona w Wigilię również ochroni przed bólem zębów. Jabłka jedzone podczas wieczerzy miały zapobiegać bólowi gardła, a orzechy wzmacniać zęby. Pod stół kładziono coś żelaznego – siekierę, sierp, a czasem nawet pług – i opierano na tym nogi, by mieć je zdrowe i nie kaleczyć ich na cierniach.
Wierzono, że nieposzanowanie tego świętego wieczoru sprowadzić może wszelkie nieszczęścia, stąd też wszelkiego rodzaju zakazy pracy, ściśle niegdyś przestrzegane. Nie można było prząść, bo to mogło sprowadzić do wsi wilki. Rąbanie drzewa mogło spowodować, że cielę lub prosie urodzi się „przecięte”, a skręcanie wełny lub bicza, że urodzi się „pokręcone”. Nie wolno było w tym dniu młócić, gdyż zwierzęta mogłyby przyjść na świat bez nogi, bez ogona lub bez ucha. Nie wolno było prać kobietom w ciąży, bo spowodowałoby przyjście na świat ułomnego dziecka. Nie wolno było też prząść, aby błąkającym się w ten wieczór duchom nie zaprószyć oczu.
W Wigilię przed zmrokiem należało przynieść węgla, wody i drzewa na całe święta, gdyż wierzono, że wniesione po wieczerzy zostanie zjedzone przez myszy. Po wieczerzy nie można było już nic robić, dlatego wszyscy starali się w Wigilię wrócić wcześniej do domu, by całe gospodarstwo uprzątnąć, bydło nakarmić i nie spóźnić się na wieczerzę. Cały dzień starano się spędzić w spokoju i wesoło, gdyż to wróżyło szczęście i pomyślność w przyszłym roku.
Każde zdarzenie w tym dniu stanowiło podstawę do wróżb i przepowiedni przyszłości. W tym dniu niechętnie pożyczano czy dawano, wierzono bowiem, że kto w Wigilię coś z domu swojego wydaje, ten niczego się nie dorobi. Dla tego czarodziejskiego wpływu Wigilii na cały rok w ten dzień nie szyto i nie cerowano, by się nowe nie darło.
Rano należało uważać, aby pierwszy do domu wszedł mężczyzna, a nie kobieta. Przyjście mężczyzny wróżyło na cały rok zdrowie, kobieta zaś zapowiadała choroby. Rano myto się w zimnej wodzie, do której wkładano kilka monet srebrnych lub złotych, z ich braku miedziaka. Myjąc się dotykano ręką monet, żeby być silnym jak kruszec, z którego zrobiono monetę i żeby pieniądze się człowieka trzymały. Pamiętano także, aby przy wieczerzy mieć przy sobie pieniądze, bo wtedy będą się trzymały cały rok. Oplatano stół łańcuchem, aby chleb się go zawsze trzymał, a żelazo pod stołem miało również chronić ziemię przed ryciem kretów. Wymiatając przed wieczerzą izbę czyniono to zawsze w kierunku od drzwi, aby nie odganiać kawalerów.
Wróżono też z pogody. Jasny dzień obiecywał, że kury będą się dobrze niosły, pochmurny gwarantował obfitość mleka. Obfitość miodu zapewniała jemioła. Po południu gospodarz zbijał obuchem (nie ostrzem) siekiery upatrzoną jemiołę i zrzucał ją w dół. Drugi człowiek łapał ją w powietrzu, gdyż jemioła nie powinna dotknąć ziemi. Taką jemiołę wraz z woskiem wkładano do uli.
Wiele wigilijnych wróżb dotyczyło zamążpójścia i ożenku. Pochmurne niebo wróżyło zamążpójście pannom starym i bogatym, jasne młodym i biednym. Pod koniec wróżono sobie ze źdźbeł siana spod obrusa: gdy panna wyciągnęła zielone, szybko wyjdzie za mąż, zwiędłe – na męża trzeba będzie jeszcze poczekać, a jeśli żółte – to bardzo zła wróżba, bo umrze jako stara panna. Wyciągano kłosy ze snopów, wycierano ziarenka i liczono je: do pary – szybkie małżeństwo, nieparzyste zapowiadały długą samotność. Młodzi ludzie nabierali na łyżki kutię i rzucali ją do góry. Jeśli ziarna przylgnęły do sufitu, była to wróżba szybkiego małżeństwa. Po wieczerzy dziewczęta wychodziły przed dom i wołały głośno – z której strony odpowiedziało echo, z tej przyjdzie przyszły mąż. Wróżono też przy użyciu trzech talerzy, w których były woda, piasek i gałązka świerku, symbolizujące chrzciny, śmierć i zamążpójście. Talerze stały w ciemnym miejscu i zależnie od tego, kto który wskazał, to mu było pisane w przyszłym roku.
Po wieczerzy zlewano wszystkie resztki jedzenia do większej miski, gospodarz łamał opłatek i chleb na tyle kawałków, ile miał koni i bydła. Opłatki i chleb wkładano do miski, gospodarz szedł najpierw do stajni i dziękował koniom za ciężką pracę, potem karmił cielęta z życzeniami, by „dobrze się darzyły”, na koniec krowom, by mleko dawały. Gąsiorowi i psu dawano pieprz i czosnek z chlebem, aby każdy z nich był zły i dobrze strzegł gospodarstwa. Kurom dawano groch, aby dobrze jajka niosły. Gospodynie rysowały koło i obsypywały je ziarnami. Te kury, które jadły z wnętrza koła, miały przeżyć kolejny rok.
Po wieczerzy wychodzono gromadnie do sadu, potrząsano drzewami budząc je na urodzaj. Gospodarze stukali w drzewa obuchem siekiery, grozili drzewom pytając: ”Będziesz rodziło, czy nie będziesz rosło?”, a domownicy w imieniu drzew przyrzekali bogaty urodzaj. Powrósłami skręconymi ze słomy rozesłanej pod wigilijnym stołem obwiązywano drzewka na urodzaj. Gospodyni piekąc chleb w wigilijny ranek nie umywszy rąk z ciasta wychodziła do sadu, podchodziła do drzew mało urodzajnych i obejmując je oblepionymi ciastem rękami prosiła, by obrodziły. Po powrocie z Pasterki wszyscy domownicy ponownie szli do sadu i potrząsając drzewami obwieszczając, że czas się obudzić, bo narodził się Jezus Chrystus.
Gody (Boże Narodzenie, 25 XII)
Dzień ten spędzono w gronie rodzinnym, jedynie rano udawano się do kościoła. Nie wolno było pracować. Nie spano w dzień, aby zboże nie zalegało na polach, nie brano słomy do ust, aby nie bolały zęby.
Św. Szczepana (26 XII)
Rano dziewczęta sprzątały izbę ze słomy. W niektórych wsiach (np. Drohiczyn, Lipiny Dolne) myto się w wodzie, do której dodawano srebrną albo złotą monetę, trochę opłatka i nieco sianka ze stołu wigilijnego, aby zapewnić sobie bogactwo i zdrowie na cały rok.
Po domach chodzili połaźnicy, składający życzenia domownikom. W kościele ksiądz święcił siano, którym wierni obrzucali jego i siebie nawzajem. Symbolizowało to ukamienowanie św. Szczepana. Potem ów owies dosypywano do ziarna przeznaczonego na siew (aby obrodziło) oraz dawano kurom (aby naniosły jajek). Pod karczmą bogaci gospodarze płacili swym pracownikom, ustalali dalsze warunki pracy.
Kolędowanie - w okresie Bożego Narodzenie i Nowego Roku
Było to obrzędowe składanie życzeń. Chodzono po domach, śpiewano kolędy, urządzano krótkie przedstawienia, składano życzenia. Najstarszą formą kolędowania było chodzenie z żywymi zwierzętami, zazwyczaj z koniem, bykiem, jałówką, owcą lub baranem. „Ubierano’ je w bibułowe kwiatki i wstążki. Gdy ten gość zostawił w izbie „niestrawione resztki jedzenia”, wróżył szczęście cały następny rok. Kolędnicy zaś improwizując, prowadzili ze sobą dialogi, śpiewali, życzyli szczęścia. Chodzono zazwyczaj na św. Szczepana lub w Nowy Rok. Chodzono również z kozą. Jeden z kolędników narzucał na siebie białą płachtę. W ręku trzymał przymocowaną na kiju głowę kozy, pokrytą skórą i ozdobioną rogami. Jej dolna szczeka ruszała się za pomocą sznurka. „Koza” skakała po izbie, „bodła” dziewczęta. W końcu upadała i zostawała wyleczona. Podczas występu śpiewano: „Gdzie koza chodzi, tam się żytko rodzi. Gdzie koza rogiem, tam żytko brogiem”. Na koniec kolędowano. W niektórych wsiach kozie towarzyszyli Żyd i dziad. Nieco podobny do „kozy” był „konik”. Osobnik udający konia tańczył wśród wesołych dialogów, aby w końcu upaść. Reszta kolędników musiał go ożywić. Ozdrowienie konika symbolizowało odrodzenie przyrody.
Na południowym Podlasiu chodzono z wężem wykonanym z drewna lub papieru. Chowano go w kożuchu i wśród śpiewu kolęd, podrzucano do góry, aby się rozwinął.
Również na Podlasiu kolędnikom towarzyszył bocian lub żuraw (zwany też truską lub kluwaczem). Osadzony na kiju dziób otwierał się za każdym pociągnięciem sznurka. Parodiowano klekotanie bociana, zaczepiano dziewczęta, śpiewano kolędy i składano życzenia.
Na św. Szczepana, Nowy Rok i wigilię Trzech Króli urządzano szczodrowanie, czyli podłazy. Dzieci chodziły rano, młodzież i starsi – wieczorami. Kolędowano przed domem, do izby wchodzono po zaproszeniu gospodarza. Składano życzenia w formie specjalnego tekstu, powtarzając jak refren: „Szczodraki, kułaki powiadali nam”. Młodzi kolędnicy dostawali szczodraki (rogale-razowce), pierogi z makiem i kaszą gryczaną lub pieniądze, natomiast dorośli – gorzałkę. W niektórych miejscach obsypywano się żytem, owsem lub pszenicą. Dialog bożonarodzeniowy (dijałóg, diałog) wywodził się jeszcze ze średniowiecza. Miał charakter misteryjny. Praktykowano go głównie na południowej Lubelszczyźnie, odgrywając sceny biblijne: Adam i Ewa w Edenie, Zwiastowanie, adoracja Dzieciątka, pokłon Trzech Króli, ich spotkanie z Herodem, rozkaz rzezi niewiniątek. Grali mężczyzni w największej chacie. Kilku chłopców chodziło z gwiazdą, śpiewając popularne kolędy. Dostawali za to ciasto, jajka lub pieniądze. Same gwiazdy były bardzo różnorodne, miały wiele odmian (np. buńka). We wsi Błonie na św. Szczepana chodzono z niebem. Była to kula zawieszona na kiju, ozdobiona scenami biblijnymi i gwiazdkami. W środku paliła się świeca. Po zaproszeniu do izby kolędnicy recytowali wierszyki i śpiewali specjalną kolędę.
Najpopularniejszym widowiskiem bożonarodzeniowym były Herody. Występowali w nich król Herod, Żyd, śmierć, feldmarszałek, czterej żołnierze, Turek i królowa. Odbywały się w domach od św. Szczepana do Trzech Króli. Występ przygotowywano już w Adwencie. Jego punktem kulminacyjnym była zbrodnia i śmierć Heroda. Na południu i zachodzie Lubelszczyzny kawalerowie „koronowali” dziewczynę, śpiewając jej kolędę życzącą. Wystawiano też szopki. Były wśród nich makiety domków z figurkami, figurki ruchome, poruszane przez aktorów. W Laskowicach szopki przypominały teatr cieni. W Lublinie od XV do XVII wieku z szopką chodzili młodzi chłopcy na terminach, bezrobotni w czasie zimy. Szopka lubelska miała z tyłu wieżę z kopułą, z przodu trzy poddasza. Najniżej umieszczano scenę na lalki. Po odśpiewaniu kolędy (zwykle „Wśród nocnej ciszy”) pokazywano różne scenki, w tym skrócone Herody. Kolędującym często towarzyszył instrument, np. skrzypce i harmonia. W końcu zbierano datki. Szopki wiejskie były dużo skromniejsze od miejskich. Dwuspadowe domki wieńczyła u góry gwiazda, a wewnątrz znajdowały się figurki z drewna lub dykty ubrane w kawałki materiału lub papieru. 6 stycznia od rana chodziła grupa kolędników, zwana Trzema Królami, i za nich przebrana. Składała życzenia: „Winszujemy wam wszystkiego najlepszego z Trzema Królami” i śpiewała „Mędrcy świata, monarchowie”, potem każdy „król” mówił swą rolę. W końcu każdy z nich dostawał od gospodyni kolędę, którą stanowił pieróg z kaszy gryczanej, placek gryczany, ciasto z fasolą lub makiem, jajka, słonina bądź jedynie kasza gryczana lub owsiana.
W Rozkopaczewie w wigilię Trzech Króli chodzono z pochwolmym. Nazwa wywodzi się z pieśni – „Dziś pochwolmy, dziś pochwolmy tego króla”. Kolędowali dorośli, wchodząc do sieni. Jako pierwszą kolędę, śpiewano „Dziś pochwolmy, dziś pochwolmy tego króla”, potem inne. W końcu gospodarz zapraszał kolędujących do izby i częstował ich napitkiem. Młode dziewczęta, zazwyczaj na Podlasiu i w południowej Lubelszczyźnie odgrywały wesele krakowskie (krakowiaki). Aktorzy w stylizowanych strojach krakowskich inscenizują przedstawienie, którego głównym wątkiem są zaloty, zakończone zaślubinami.
W okolicach Szczebrzeszyna na św. Szczepana chodzono z Żydem – jeden z kolędników przebierał się za Żyda. Wkładał czarną jesionkę przepasaną powrósłem i okrągłą czarną czapkę, przypinał wykonaną z lnu brodę i sztuczny garb. Najpierw kolędnicy pytali, czy mogą wejść z Żydem? Gdy udzielono im pozwolenia, wraz z Żydem śpiewali na przemian. W końcu wypędzano Żyda do sieni i śpiewano kolędy.
W okolicach Biłgoraja dunajowano. Kolędnicy grupowo śpiewali kolędy życzące dla gospodarza, panny lub kawalera. Przez pieśń przewijał się refren „Na dunaj Nastuś, rano po wodę na dunaj”. Pochodzi od niego nazwa kolędowania. Prawosławni z południowego Podlasia śpiewali na przełomie starego i nowego roku chochoty. W Potoku Górnym niedaleko Biłgoraja dzieci praktykowały zwyczaj chodzenia na kurki. Rozmawiały z gospodarzem:
-Nieso wam się kurki?
-A nieso, nieso.
-A dużo jajek majo?
-Aż kociubo wyciągajo.
-Żeby wam się niesly do samyj jysiyni
i żeby jajka przynosiły do siyni
Potem następował poczęstunek. Jeśli kolędnicy uznali go za mało obfity, mówili:
-Niech wam się nieso do samyj wiosny,
ażeby potem w pokrzywy poszły!
Chodzono również z misiem (lub z niedźwiedziem). Jeden z kolędników przebierał się za misia – okręcano go powrósłami ze słomy lub grochowinami, na twarz zakładał skórzaną maskę. Prowadził go Żyd lub Cudzoziemiec, trzymając na łańcuchu i grożąc słomianym biczem. Akompaniowała im muzyka. Miś popisywał się przed gospodarzami, ganiał panny, żądał miodu lub wódki. W końcu przewracał się. „Ożywał” po odpowiednich zabiegach, co symbolizowało odrodzenie życia. Potem gospodynie uwalniały misia z powróseł i kładły je do gniazd kur i gęsi. Miało to sprawić, że obniosą. Dziewczęta z okolic Chełma i Włodawy na Nowy Rok, rzadziej na Trzech Króli składały wizyty z małpą, za którą przebierała się jedna z nich. Na uniesione ręce narzucano długą białą zapaskę, tak, aby zakryła całą postać; ręce i dłonie ozdabiano wstążkami i paciorkami. Kolędniczki składały życzenia. Potem jedna z nich kręciła się z „małpą” w rożne strony. Pod koniec grudnia ulicami Sławatycz chodzili brodacze. Śpiewali kolędy, bawili ludzi, zbierali datki (zazwyczaj przeznaczane na cele społeczne). Chłopcy zakładali włosem na zewnątrz kożuchy i maski z ciemnej, pomarszczonej skóry. Naklejali na nie długie lniane wąsy i brodę (symbolizowała doświadczenie i dostojność). Na głowach nosili 80-centymetrowe kapelusze zdobne kwiatkami i wstążkami z bibuły. Owijali nogi słomą i obwiązywali powrósłem. W rękach mieli kije. Dzieci przebierały się za brodaczy tuż po świętach Bożego Narodzenia, starsi chłopcy w trzech ostatnich dniach roku. Popularne do dziś Jasełka to teatr bożonarodzeniowy oparty na Biblii. Tworzą je trzy części: pasterska, u króla Heroda i adoracyjna. Wystawia się je w kościołach, salkach katechetycznych, domach kultury, przedszkolach, szkołach. Niekiedy wprowadza się znane postaci historyczne, aby połączyć tematykę biblijną z narodową.
Święte wieczory (25 XII-1 lub 6 I)
Trwały one od Bożego Narodzenia do Nowego Roku, niekiedy do Trzech Króli. Kobiety nie mogły wtedy prząść, motać nici, szyć, prać kijanką i piec chleba, gdyż porwałyby się nici, len nie obrodził, wiatr zrywał bielone płótno, a wilki snuły koło chaty. Zamiast tego śpiewano kolędy oraz czytano o narodzeniu Chrystusa.
Szczodry wieczór (Polacy), Bogaty wieczór (Rusini) (Sylwester, 31 XII)
Był to dzień wróżb. Co robiło się w szczodry wieczór, to robiło się przez cały kolejny rok. Tak więc starano się weselić, wdziać na się nowe ubranie, dobrze jeść, mieć coś pożyczonego od sąsiadów, samemu nie pożyczać itd. Panny na wydaniu rankiem wychodziły przed dom i podrzucały widłami słomę. Z której strony nadleciały ptaki, z tej miał nadejść przyszły mąż (kruki i sowy zapowiadały wdowca). W niektórych wioskach otulano drzewa słomą, aby obrodziły latem. Często przebierano się za Stary i Nowy Rok oraz składano życzenia chodząc po domach. Przebrania były różne: od tabliczek z napisami „Stary Rok” i „Nowy Rok” po sztuczne garby i brody oraz czapki papierowe. Dziś to dzień hucznych zabaw i fajerwerków. W kościołach odprawia się nabożeństwa dziękczynne. Rusini z Podlasia obchodzili Bogaty Wieczór (Bohaty Weczer). Młodzież przebrana za wieszczków, Cyganów i Żydów chodziła po domach, składając życzenia. Panny wróżyły, czy nadchodzący rok będzie pomyślny.
Nowy Rok (1 I)
Sąsiedzi składali sobie życzenia. Robili to również mali chłopcy chodząc po szczodrakach. W okolicach Spiczyna chodzono po nowym chlebie i śpiewano „Nowe lato, szczodre lato”. W Skierbieszowie praktykowano zwyczaj obrzucania się ziarnem, mówiąc: „Siejem, wiejem, posiewamy, z Nowym Rokiem pozdrawiamy”. W Nowy Rok przepowiadano też pogodę. „Gdy na Nowy Rok jasno, to w stodołach ciasno”. W Rozkopaczewie wymiatano biedę. Przed świtem zamiatano izbę. Śmieci wynoszono na drogę. Choinę wkładano w płot. Jeśli wyrzucili ją kawalerowie, panna z domu miała wyjść za mąż jeszcze w tym roku.

Trzech Króli (6 I)
W kościele święcono wtedy kredę oraz kadzidło z jałowca, ziół i żywicy. Okadzano nim chorych ludzi i zwierzęta. Kredą zaś pisano na drzwiach chat i stajen K+M+B – pierwsze litery imion Trzech Króli, Kacpra, Melchiora i Baltazara. Miało to chronić przed złymi mocami. W Woli Obszańskiej święcono niewielki bochenek chleba z miodem, czosnkiem i opłatkiem, przygotowany w czasie świąt. Dawano go krowom po ocieleniu, aby były zdrowe i mleczne. W Łopienniku Dolnym, Żurawcach i Ulhówku ludność ruska stawiała w oknach słomiane krzyże. W okolicach Sawina Rusini jedli postną wieczerzę – póśnyk.

Św. Jordan (19 I wg kalendarza juliańskiego)
W cerkwi odprawiało się nabożeństwo. Potem formowała się procesja, która udawała się nad rzekę lub zbiornik wodny. Wcześniej wycinano tam przerębel w kształcie krzyża. Święcono wodę. Wierni zabierali ze sobą świętą wodę. Wierzono, że zapobiega nieszczęściom i jest lecznicza.

Matki Boskiej Gromnicznej, Gromniczna (2 II)
Świecono wtedy w kościele gromnice – świece o ochronnej mocy. Dymem z niej znaczono główną belkę. Chroniło to dom od piorunów i wróżyło pomyślność. Aby dzieci nie bały się grzmotów i burz, podpalano im włosy z czterech stron głowy. Świecę palono również
w czasie burzy, jak również w najważniejszych momentach życia domowników, zwłaszcza, gdy ktoś umierał. Chroniła również przed wilkami. W ten dzień wróżono pogodę. „Gdy na Gromnice mróz, schowaj sanie, szykuj wóz”.

Św. Błażeja (3 II)
Święcono wtedy błażejki – jabłka i małe świeczki owijane pasemkami lnu. Jabłka pomagały na ból gardła. Jedzono je lub przykładano pod szczękę. Na Podlasiu przepowiadano pogodę: „Deszcz na św.. Błażeja, kiepska wiosny nadzieja”.

Św. Agaty (5 II)
Święcono wtedy chleb, wodę i sól. Ta ostatnia miała chronić przed pożarem i oczyszczać wodę w studni. Symbolizowała mądrość. Chleb, woda i sól św. Agaty chroniły ciężarne kobiety przed stratą dziecka.

Św. Walentego (14 II)
W dzień patrona obłąkanych rano przepowiadano pogodę – „Gdy święty Walenty deszcze, mrozy będą jeszcze”. Dziś to walentynki, dzień zakochanych.

Zapusty (karnawał)
Był to okres ogólnej wesołości i zabaw. Urządzano wesela, spotkania przy muzyce, tańce, śpiewy. Ostatnie dni zapustów zwano ostatkami lub kusakami. Rozpoczynał je Tłusty Czwartek, kiedy to pieczono pączki (lub bliny – u Rusinów) i faworki. Częstowano się nimi wraz z białym pieczywem, mięsem i wódką. Ważnym elementem ostatków byli przebierańcy. Po wsiach chodzili Cyganie, dziad z babą, zwierzęta, żebracy, kominiarze i inni. Gdy gospodarz zaprosił ich do mieszkania, improwizowali przedstawienie. Na Podlasiu młodzi chłopcy płatali figle, ubrani w kożuchy włosem na zewnątrz, przepasani powrósłem, w rogatych czapkach, maskach, sztucznych brodach i z twarzami usmarowanymi węglem. Przygotowywali również bachusa, którego przynosili do zamożniejszych gospodarzy, żądając poczęstunku. Dawniej przebierano się też za kusaka lub zapusta – staruszka w łachmanach, o którym śpiewano pieśni. W ostatni dzień zapustów, we wtorek, młodzież organizowała spotkania taneczne, podczas których podawano rozmaite potrawy. Po wsiach chodzili przebierańcy. W końcu odprawiano tańce obrzędowe, mające zapewnić urodzaj danych roślin (np. na kapustę). Od północy zaczynał się Wielki Post. W chełmskim urządzano ucztę („kruka”) dla starszych mieszkańców wsi. Składała się z mięsa, pierogów, pączków i wódki. Rozchodzono się po północy.

Tradycyjne święta polskie są dniami niezwykłymi, które dzielą i odmierzają nasza codzienność. Są one czasem niezwykłych doznań, zachowań, przeżyć i oczekiwań, które są nieodzownym przejawem życia społecznego i kontaktów międzyludzkich. Zwyczaje związane z okresem Adwentu i Bożego Narodzenia, które niegdyś były skrzętnie przestrzegane, w dniu dzisiejszym zachowały się w szczątkowej formie. Tylko niektóre z nich są pielęgnowane. Ulegamy bowiem silnym trendom płynącym z zachodniej Europy, gdzie święta to fantastyczną okazja do szalonych zakupów, spędzania wolnego czasu na wyjazdach do kurortów i "farm piękności". Niestrudzony pęd do zaspokojenia potrzeb materialnych, gdzie człowieka można nazwać imieniem "Miecio" - który chce tylko posiadać, mieć różnorodne dobra ziemskie niekoniecznie potrzebne do codziennej egzystencji sprawia, że zapominamy lub też po prostu nie chcemy pamiętać o naszych rodzimych sposobach przeżywania Adwentu i świętowania Bożego Narodzenia (niekoniecznie przy suto zastawionym stole). A przecież ten czas może być doskonałą okazją do wspólnego przeżycia duchowego dla wszystkich członków rodziny, począwszy od tych najmłodszych a skończywszy na seniorach rodu, dzięki którym nasze tradycje ludowe i zwyczaje "żyją" wśród nas, są pieczołowicie pielęgnowane i przekazywane z pokolenia na pokolenie. To „posag” naszych dzieci, z którym winny one wejść do nowoczesnej Europy, by w ten sposób zachować tożsamość kulturową. Winniśmy w tym względzie brać przykład z innych narodów starego kontynentu, które nie tylko nie wstydzą się swojej „inności”, ale pieczołowicie ją pielęgnują.
„Tradycja to dąb, który tysiąc lat rósł w górę. Niech nikt kiełka małego z dębem nie przymierza! Tradycja naszych dziejów jest warownym murem. To jest właśnie kolęda, świąteczna wieczerza, to jest ludu śpiewanie, to jest ojców mowa, to jest nasza historia, której się nie zmieni. A to co dookoła powstaje od nowa, to jest nasza codzienność, w której my żyjemy”. Dawne zwyczaje należy pielęgnować i utrwalać w każdy możliwy sposób, bo czekając kolejne lata utracimy je bezpowrotnie. Utracimy w ten sposób część siebie, a to jest nic innego, jak podcinanie własnej tożsamości. Bez wiedzy na temat lokalnej kultury możemy nie wiedzieć kim tak naprawdę jesteśmy, a przecież to jacy jesteśmy jest jej owocem. Wprawdzie miniony system próbował nam wpoić, że kultura ludowa jest bezużyteczne (może jedynie być formą rozrywki), a jedynie postęp ma wartość. Czasy się jednak zmieniły; a ludzie? Niekoniecznie. Jedynie czasem starsi mieszkańcy wzdychają: „Jakie to były czasy", by chwilę powspominać. To właśnie dzięki Nim możemy się niejako przenieść w czasie do owej tak niezwykłej rzeczywistości z minionych lat. To Im winniśmy być najbardziej wdzięczni. Oni jednak odchodzą i po cichu odchodzi wraz z nimi może nigdy niewypowiedziana historia, a zostają zwykli zabiegani, czasem zagubieni ludzie, do których wyjątkowo pasują słowa poety: „Cudze chwalicie. Swego nie znacie. Sami nie wiecie, co posiadacie”.

Praca napisana w oparciu o następujące pozycje:
1. Ogrodowska Barbara, Święta polskie. Tradycja i obyczaje, Wydawnictwo Alfa, Warszawa 1996.
2. Kolberg Oskar, Chełmskie: część I, [Warszawa] : Lud. Spółdz. Wydaw. : Pol. Wyd , [po 1964 r].
3. Tygodnik Katolicki „Niedziela”
4. http://www.opoka.org.pl
5. http://www.pmkamsterdam.nl

O nas | Reklama | Kontakt
Redakcja serwisu nie ponosi odpowiedzialności za treść publikacji, ogłoszeń oraz reklam.
Copyright © 2002-2024 Edux.pl
| Polityka prywatności | Wszystkie prawa zastrzeżone.
Prawa autorskie do publikacji posiadają autorzy tekstów.